„Bitwa o Jabiim” - recenzja

Autor: Jedi Nadiru Radena Redaktor: Motyl

Dodane: 13-07-2009 20:37 ()


Star Wars Komiks Wydanie Specjalne nr 1/2009: „Bitwa o Jabiim”

 

Generał Obi-Wan Kenobi i jego padawan, Anakin Skywalker, otrzymują dowództwo nad regimentem szturmowców-klonów na deszczowej planecie Jabiim. Z powodu nadwyrężonych linii zaopatrzenia i ciągłych burz, które nie pozwalają lądować posiłkom na Jabiim, Jedi i ich armia są łatwym celem dla rebeliantów pod wodzą Alto Stratusa. To jednak dopiero zapowiedź prawdziwych kłopotów...

 

Ostatnio wydawnictwo Egmont wyjątkowo rozpieszcza fanów „Star Wars”. Zaczęło się niewinnie, od miesięcznika „Star Wars Komiks”, który wszedł na rynek, skwapliwie korzystając z popularności serialu animowanego - „Wojny klonów”. Krótko potem przyszedł czas na polską wersję cyklu „Legacy”, po której zapanowało powszechne uwielbienie dla Egmontu; mało kto marzył o możliwościach wydania czegokolwiek więcej. Okazało się, że wyniki sprzedaży gwiezdno-wojennych komików są tak wysokie, że na nasz rynek może trafić więcej produktów z charakterystycznym logiem Star Wars – co więcej, niedawno Egmont ogłosił, że w Polsce ukaże się kolejna duża seria komiksowa, „Dark Times”, a wprowadzenie następnej jest już po cichu rozważane przez włodarzy wydawnictwa. Wcześniej jednak polscy fani otrzymali do rąk pierwszy numer Wydania Specjalnego magazynu „Star Wars Komiks”. I to numer nie byle jaki, bo zawierający na swoich stu stronicach słynną Bitwę o Jabiim. Wydana pierwotnie w 2003 roku w ramach długiego cyklu „Republic” (gdzie podzielono ją na dwie części), została bardzo dobrze przyjęta przez fanów i jest obecnie zaliczana do najlepszych komiksów „Star Wars” w historii. Czy słusznie?

Największą siłą albumu jest nietypowe umiejscowienie akcji. Błotniste i burzowe Jabiim, niepozorny świat w Zewnętrznych Rubieżach, na którym wybuchła wojna domowa, jest perfekcyjną scenerią dla brutalnego i niejednoznacznego konfliktu – a przecież nieczęsto tak myślimy o Wojnach Klonów, prawda? Fani przyzwyczaili się do ułagodzonej wersji wojny, wersji serwowanej chociażby przez wspomniany serial Dave’a Filoniego, dlatego widok ginących dziesiątkami Jedi i zmiana protagonisty w antagonistę, jakim niewątpliwie jest na Jabiim Republika, muszą się podobać. Komiks pokazuje wojnę bez cenzury, z całym jej bagażem brudów i nieszczególnie chwalebnych czynów. Owszem, nie uświadczymy tu potoków krwi, rozerwanych na strzępy ciał żołnierzy, czy np. gwałtów (jeśli mnie pamięć nie myli, coś takiego dostaliśmy dopiero niedawno, w książkach Karen Traviss), niemniej jest to obraz daleki od wykreowanego przez filmy i serial, przez to zaś bardziej urealniony. Bitwa jest jeszcze bardziej interesująca, gdyż wyłamuje się z ‘mainstreamowych’ Wojen Klonów także w inny sposób: głównymi przeciwnikami Jedi nie są bezduszne maszyny Konfederacji – aczkolwiek pojawiają się w walce – lecz ludzie. Trochę szkoda, że zakuto ich w pancerze i ustanowiono z nich nieustraszonych komandosów, lecz zmiana sama w sobie jest miła. 

Drugą wyjątkowo mocną stroną „Bitwy o Jabiim” jest niesamowity klimat, doskonale podkreślany przez wyważoną kolorystykę, w której naturalnie dominują ciemne kolory. Pozytywnego wrażenia „gwiezdno-wojenności” dodają pierwsze prototypy charakterystycznych machin kroczących AT-AT (ich pojawienie się może być dużym zaskoczeniem dla wielu osób) oraz AT-XT, znanych dotychczas tylko z gry komputerowej. To, plus nieustająca ulewa na Jabiim, pasuje też do gorzkiego charakteru opowieści, która w swej środkowej części skupia się na przeżyciach tzw. „Sfory Padawanów” – uczniów Jedi pozbawionych swych mistrzów w efekcie walk na planecie. Niestety, ich zmagania z ledwo poznanym koszmarem wojny oraz brakiem zwierzchnictwa są zbyt słabo zaakcentowane i giną w natłoku różnych scen akcji. Ze względu na ilość postaci, problemem jest również ich rozpoznawanie – i nietrudno orzec, że część winy ponosi za to rysownik (do czego jeszcze wrócę). Więcej miejsca poświęcono za to rozwojowi Anakina Skywalkera, który dostał od scenarzysty kilka wyjątkowo udanych, wręcz symbolicznych plansz oraz dialogów. Ostatnie strony prezentują się pod tym względem najlepiej, a ponieważ nie chcę za bardzo spoilerować, powiem jedynie, że dużą rolę odgrywa tu wątek niemożności powstrzymywania śmierci, czyli czegoś, co w ostateczności zaprowadzi Skywalkera na Ciemną Stronę.

Za grafikę w „Bitwie o Jabiim” odpowiada jeden z najczęściej zatrudnianych artystów gwiezdno-wojennego komiksu, Brian Ching. Nie należy on do moich ulubionych rysowników, ale nawet gdyby był lepszy niż np. Dustin Weaver lub Doug Wheatley, nie mógłbym nie wypunktować kilku grzechów, które popełnił w tym zeszycie. Zgodnie z jego rysunkami, bezustanny deszcz zdaje się nie mieć absolutnie żadnego wpływu na ziemię, fryzurę i ubrania postaci, a woda (i krew) przypomina mlecznoniebieskie kleksy. W komiksie zupełnie nie widać ciężkości mokrych do suchej nitki płaszczów, ani włosów, które w wielu wypadkach swobodnie powiewają na „wietrze”. Jest to szczególnie zabawne w momentach, gdy strugi deszczu wyraźnie lecą sobie w prawo, a włosy w lewo, jakby wiatr dmuchał jednocześnie z dwóch stron... Być może są to tylko szczegóły, ale mocno irytujące. Kolejnym grzeszkiem Chinga, znanym odkąd ów człek pierwszy raz zasiadł przed deską rysowniczą w stajni Karego Konia, jest rysowanie wszystkich kobiecych twarzy według tego samego schematu. Gdyby nie kolor skóry i włosów oraz rasa, odróżnienie od siebie jednej kobiety od drugiej byłoby zadaniem godnym największych mistrzów percepcji – zresztą, nawet teraz nie jest to łatwe. Poza tym kreska pana Briana nie cechuje się ani szczegółowością, ani specjalnie dobrą kompozycją; niekiedy brakuje w niej iluzji trójwymiarowości. Detale nie są silnym punktem Chinga, natomiast ogólnie jego twórczość prezentuje się całkiem nielicho. Rysownik ma talent do obrazowania zabrudzeń, pojazdów, klonów, budowli i przede wszystkim dynamiki walk. Te ostatnie, same w sobie, także nie wychodzą mu źle, aczkolwiek tu też znajdzie się parę zastrzeżeń, głównie do ich logiki. 

Nielogiczności są rzeczą, której zwykle nie wybaczam twórcom komiksów, nawet w świecie takim jak Star Wars. A, niestety, w „Bitwie o Jabiim” jest ich całkiem sporo. Ot, dajmy na to tytułowe starcie. Toczy się dosłownie w szczerym polu, z bazą Republiki założoną w całkowicie odkrytym miejscu, wrażliwym na ataki z każdej strony. Takie rzeczy to jednak drobne potknięcia (co śmieszne, w stylu serialu „The Clone Wars”) przy paru bzdurnych scenach śmierci mistrzów i padawanów Jedi. Zapewne ktoś chciał się popisać oryginalnością w tym zakresie, co jednak w rezultacie doprowadziło do nierealnych sytuacji w stylu Sullustańskiej Jedi, którą zabija... „reakcja psychiczna” na śmierć jej przyjaciela. Czegoś takiego jeszcze nie było! Inny przypadek, spostrzeżony dwukrotnie, to zamienienie się Jedi w słup soli – oczywiście akurat wtedy, gdy do niego strzelają. Dwójka rycerzy pada także ofiarą głupich, łatwo wyczuwalnych i niezbyt finezyjnych sztuczek w wykonaniu Alto Stratusa, przywódcy jabiimskich nacjonalistów. Na dokładkę narysowanych w sprzeczności z poprzedzającymi ową śmierć Jedi, planszami. Widać arcyłotr musiał mieć krew jakiegoś Jedi na swoich rękach, żeby potem końcówka była bardziej emocjonująca... Na osłodę, żeby nie wyjść na osobę, która ciągle się wyzłośliwia, pochwalę scenarzystów za szczyptę humoru, jaką udało im się przemycić na karty tego komiksu. Dzięki humorystycznym akcentom łatwiej w końcu przełknąć całą gamę wyświechtanych one-linerów, pojawiających się co rusz w dialogach.

Odpowiedź na pytanie we wstępie tej recenzji jest nieskomplikowana: słusznie. Słusznie, lecz z zastrzeżeniem, że zignoruje się niedociągnięcia graficzne, mielizny fabularne i dialogowe, a zamiast tego wczuje się w charakter tej klimatycznej, mrocznej opowieści. Do „Bitwy o Jabiim” przemycono kilka interesujących treści, zatem nie jest to sztampowy, jednowymiarowy komiks, w którym chodzi tylko o pokazanie paru efektownych eksplozji. Nie wspominałem o tym wcześniej, ale wielbiciele historii znajdą tu liczne nawiązania do wojny w Wietnamie, bądź bitwy o Bostogne z drugiej wojny światowej – nie ma w tym przypadku, gdyż tak tam, jak i tu mamy do czynienia z ciężkimi warunkami atmosferycznymi, wielkimi stratami po obu stronach oraz zdeterminowanym wrogiem. Warto w tym momencie podkreślić, że „Bitwa o Jabiim” jest godna polecenia nie tylko fanom Star Wars. Przy swoich licznych niedoróbkach, przeszkadzających głównie takim upierdliwcom jak ja, dysponuje jednak duchem, przesłaniem i pewnym błyskiem, którego nie uświadczycie we wszystkich komiksach z uniwersum George’a Lucasa. Krótko mówiąc, pierwsze Wydanie Specjalne Star Wars Komiks to wydatek, którego nie pożałujecie.

  • Ogólna ocena: 8,5/10
  • Fabuła: 7/10
  • Klimat: 10/10
  • Rysunki: 7/10
  • Kolory: 10/10

 

Tytuł: „Bitwa o Jabiim”

  • Scenariusz: Haden Blackman
  • Rysunek: Brian Ching
  • Kolor: Joe Wayne
  • Wydawca: Egmont
  • Liczba stron: 96
  • Oprawa: miękka
  • Papier: kredowy
  • Druk: kolor
  • Cena: 9,99 zł

Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...