"Miecze" - zwycięska praca w konkursie na najlepszy artykuł!

Autor: Michał "Jordi" Zapart Redaktor: Sienio

Dodane: 17-09-2009 00:29 ()


Świeże mięcho hę? Dużo was tu dzisiaj wysłali, widać kapitan chce mi uprzykrzyć życie, zmuszając do ciągłego patrzenia na wasze niewyparzone gęby. Słucham? Coś ci się nie podoba żołnierzu? Po spojrzeniu widzę, że pewnie nie pasują wam codzienne ranne pobudki o pierwszym brzasku słońca i zapewne kuchnia nie odpowiada waszemu delikatnemu podniebieniu. Tak… Armia nie rozpieszcza swoich podopiecznych i niestety będziecie musieli do tego przywyknąć. Jeszcze jakieś zażalenia? Ach, za ciasne buty. To też się zdarza, wszak budżet nigdy nie pozwalał nam zadbać należycie o takie sprawy. Dam wam dobrą radę, ale podejdźcie bliżej, bo nie chcę mówić głośno. Czy to wszyscy? Dobrze, w takim razie…

ZAWŻEĆ RYJ MAMISYNKI I DO SZEREGU, BO KAŻDEMU BUŹKĘ W LATRYNIE WYSZORUJĘ! Co to ma być do jasnej cholery? Banda nieudaczników niepotrafiących chwili bez matczynego cycka wytrzymać! Żałosne… I wy śmiecie nazywać się rekrutami? Jak wy w ogóle wyglądacie? Dobrze, że nie ja odpowiadam za wasz ubiór. Za jakie grzechy muszę się użerać z takimi patałachami?

Na moje nieszczęście będę odpowiedzialny za waszą naukę fechtunku. Żołnierz przede wszystkim walczy. Nie dla siebie, nie dla ukochanej baby, tylko dla ojczyzny. Od dzisiaj ja jestem waszą ojczyzną i wszyscy będziecie walczyć dla mnie. Przez kilka miesięcy (albo krócej, jeśli wybuchnie wojna) będziecie jeść, pić, spać i mrugać na moją komendę. Nie jestem tu od tego, żeby być tolerancyjnym. Nie jestem tu od tego, żeby być uprzejmym. Jestem tu od tego, żebyście wy – młokosy, kiedy przyjdzie na to czas, stanęli na wysokości zadania i wypruli flaki naszym wrogom, ubijając jak największą ich ilość nim sami popadacie. Jak to, z jakim wrogiem? Zawsze trzeba mieć się na baczności! Twierdza Paradoks może stanąć pod oblężeniem w każdej chwili i nigdy do końca nie wiadomo, komu tym razem przyjdzie ochota nas zaatakować. Nie o tym jednak tutaj będziemy sobie dzisiaj gaworzyć. To nie jest niedzielny piknik i popijanie herbatki mięczaki! To jest zbrojownia, a te oto tutaj stalowe cacuszka już wkrótce staną się waszymi najlepszymi przyjaciółmi. Zaczynamy od podstaw. Miecz. Najczęściej spotykana broń zaczepna w naszym arsenale. Każdy z was otrzyma taki i waszym zadaniem będzie troszczyć się o niego jak o świeżo poczęte niemowlę, żeby na polu walki mógł się zmienić w śmiercionośnego żniwiarza, ratującego dupska wam i waszym kompanom. Nim jednak wyjdziecie na swój pierwszy trening, musicie poznać trochę teorii, żeby te puste łepetyny chwytały moje polecenia, kiedy będę tłumaczył, za co łapać i na co przyjmować ciosy. Słuchajcie zatem uważnie, bo nie będę powtarzał i nie ręczę za siebie, jak który nie zajarzy jakiejś komendy.

Miecz, to jak zapewne większość z was się orientuje broń sieczna, czyli taka, która składa się z „głowni” i „rękojeści”. Jak wiadomo tym pierwszym zadajemy ciosy, trzymając za to drugie. Nadążacie? Głownia miecza zawsze jest symetryczna i obosieczna (w wypadku jednosiecznej głowni nie mówimy już o mieczu). Miejsce, gdzie styka się ona z rękojeścią nazywamy „nasadą”. Jedna trzecia długości głowni odchodząca od nasady określana jest mianem „zastawy” (zapewne od tego, że parowanie ciosów następuje najczęściej właśnie na tym odcinku), natomiast jej część końcowa zwie się „sztychem”. Płaskie strony boczne głowni nazywane są „płazami”. Niekiedy znajdują się na nich rowki różnej długości i szerokości. Takie wklęśnięcie nazywamy „zbroczem” lub „strudziną”. Od niedoświadczonych wojowników możecie usłyszeć, że służą one do lepszego upływu krwi przebitego przeciwnika, jednak biorąc pod uwagę, iż znajdują się zazwyczaj bliżej nasady, niż sztychu głowni, należy sądzić, że służą raczej głównie do obniżenia całkowitej masy miecza, co wie każdy kto pomacha sztabą trochę więcej, niż dla popisu przed kumplami. Czasami przekrój głowni jest romboidalny, co powoduje, że przez płaz przechodzi krawędź zwana granią. Kiedy płaz nie ma żadnych wybrzuszeń mówi się, że głownia jest „płaskociągniona”, jeśli jednak ma np. rowek wzdłuż środka mamy już do czynienia z głownią „wklęsłociągnioną”. I żeby mi żaden z was żółtodzioby nie śmiał pomylić tych pojęć!

Przy nasadzie głownia przechodzi w trzpień, na którym mocowana jest rękojeść. Pierwszą częścią rękojeści jest „jelec”, służący do ochrony ręki, dzierżącej oręż osoby. Choć znam i takich co nie raz już jego końcem, powybijali natrętom ich wścibskie gały. To, za co zazwyczaj trzyma się miecz nazywane jest „trzonem”, a wszystko wieńczy głowica, będąca w głównej mierze elementem służącym do dobrego wyważenia broni (ale przydzwonić w łepetynę też nią można srogo, o czym przekonacie się zaraz w praktyce), jak i pewniejszemu uchwytowi, zabezpieczając wraz z jelcem przed wyślizgnięciem się z dłoni walczącego. Miecze nie zawsze zawierają jelec i głowicę, jednak obecność innych elementów jest z oczywistych względów obowiązkowa.

No co się tak na mnie gapicie? Nie sądziliście, że będzie tego tak duże, hę? Nie martwcie się, kiedy zaczynałem tu pracować też nie myślałem, że przyjdzie mi szkolić takich patałachów, ale jakoś można się przyzwyczaić. Ciszej tam, jeszcze nie skończyłem! To, że opisałem miecz, nie oznacza, że to dla was koniec nauki. A co z pochwą? Gdzie będziesz nosił swój oręż rekrucie? W gaciach? W twoim wypadku może by się jeszcze zmieścił, ale inni mogliby mieć z tym problem, więc z łaski swojej zawrzyj gębę i wróć do szeregu.

Jak już mówiłem, pochwa jest bardzo ważna. To dzięki niej oręż nie niszczy się w podróży, nie zalewa wodą kiedy pada, i co najważniejsze, nie trzeba go wiecznie trzymać w łapie. Jak zapewne już zauważyliście pochwa zawsze odpowiada kształtem głowni broni, dla której została zrobiona. Aby była solidna i nie rozleciała się przy pierwszym lepszym pierdnięciu noszącego ją rekruta, musi być wyposażona w kilka okuć. Na dole montowany jest „trzewik” zabezpieczający przed nieświadomym przebiciem sztychu. Na górze znajduje się szyjka, która w połączeniu z umieszczaną na nasadzie głowni taszką, zabezpiecza pochwę przed zalaniem. Między szyjką a trzewikiem znajdziecie ryfki (metalowe kółka), do których wiąże się rapcie, czyli paski utrzymujące pochwę przy pasie. Zarówno rękojeść, jak i pochwa miecza, nazywane są oprawą, czyli tymi elementami, które najczęściej się dekoruje. Jednak was jako rekrutów powinno to najmniej teraz interesować. To mniej więcej wszystko w kontekście części składowych miecza. Wszystko jasne? Czy coś powtórzyć? Haha! Po waszych minach widzę, że nie wiecie nawet jak się nazywacie. Dobra, mam dziś dobry dzień więc powiem wam od nowa co ważniejsze…

Miecze, jak łatwo się domyśleć, dzielą się między sobą na bardzo wiele typów. Dla rekrutów takich jak wy najważniejszy jest podział praktyczny, który skupia się głównie na tym, iloma rękoma trzymamy dany oręż. W ten sposób ograniczamy sobie pole do 3 typów, żeby głowy żołnierza nie napychać zbędnymi na polu walki informacjami.

Miecze jednoręczne: Najczęściej spotykany rodzaj miecza. Występuje w różnych wariantach, ale nasi kowale postarali się stworzyć formę pośrednią, która najlepiej będzie się sprawować w boju.  Głownia o długości ok. 80 cm ze zbroczem zajmującym ¾ długości płazu i rękojeścią mierzącą maksymalnie 15 cm długości (łącznie z głowicą). Waga takiego miecza oscyluje zazwyczaj w okolicach 1 kg.

 

Miecze półtoraręczne: Najczęściej polecany typ dla początkujących wojowników, niebędących w stanie efektywnie operować mieczem jednoręcznym, jednocześnie nie posiadając umiejętności do walki „dwurakiem”. Jak widać głownia jest już dłuższa (ok. 90 cm) i szersza u nasady (nawet o 1 cm). Podobnie rękojeść wydłuża się o ok. 5 cm, by można było ją chwycić zarówno jedno, jak i dwurącz. Całkowita waga takiego miecza wynosiła ok. 1,3 kg. Wśród wprawnych wojowników naszej twierdzy, jak i innych zacnych przybytków militaris, nie znajdziecie zbyt wielu użytkowników tego typu miecza.

 

Miecze dwuręczne: Jak sama nazwa wskazuje są to największe z omawianych przez nas mieczy. Głownia o długości bardzo często przekraczającej 1 m z ok. 20 cm  rękojeścią zwieńczoną solidną głowicą, waży zazwyczaj około 2,5 kg. Ciosy wyprowadzane takim orężem są dużo wolniejsze, jednak nadrabia on siłą i zasięgiem uderzenia. Typowy dla piechoty, nieużywany przez kawalerię. Z powodu swoich znacznych rozmiarów można go nosić jedynie na plecach. Nie muszę tu dodawać, że wprawne machanie takim cacuszkiem wymaga nie byle jakiej pary i wprawy od wojownika, więc nie myślcie przypadkiem, by od razu za niego chwytać.

 

Na koniec młokosy mam dla was dobrą nowinę. Każdy z was sam wykona okładzinę na rękojeści swego miecza! Powinno was to uczuciowo zbliżyć z orężem, co podczas walki jest nieocenione. Żołnierz dbający o swoją broń to dobry żołnierz. Nie wypuści jej z ręki, a i ona sama rzadko się z niej wysunie. Przyłóżcie się do tego solidnie, bo nie chcę widzieć waszych zdziwionych gębul, jak wam potem te sztaby powypadają z waszych zgrabnych łapek przy najprostszej ripoście. Jako poradę mogę wam podpowiedzieć, że podstawowa okładzina trzonu rękojeści składa się z drewna bukszpanowego, cyprysowego, sandałowego lub hebanowego, zawiniętego w pasma skóry, najczęściej rogacizny. Słucham? Zresztą nieważne! Milczeć młokosy! To wszystko co chciałem wam dzisiaj powiedzieć! Teraz marsz do baraków ze swoimi nowymi towarzyszami i zająć się nimi należycie! Jutro rano widzimy się na treningu i biada temu, kto solidnie się do tego nie przyłoży. Odmaszerować!

 

Korekta: Motyl

 

Kolejne artykuły zostaną zamieszczone w najbliższym czasie.  Szczegółowe informacje dotyczące konkursu znajdziecie tutaj.


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...