"Miś Misza": "Oxygenesis" - recenzja

Autor: Filip Markocki Redaktor: Motyl

Dodane: 26-05-2010 20:17 ()


Niedźwiedź brunatny atakuje! Polski komiks ma nowego (super)bohatera. Preferuje cygara zamiast miodu, nie potrzebuje drogich ubrań, bo ma naturalne futro, nie grzeszy rozumem, a jego matka ma na drugie imię Fart. Potrafi też nieźle namieszać. „Miś Misza” to najświeższa polska seria w ofercie Egmontu.

Wydawać by się mogło, że na siłę rodzimego komiksu składa się galeria przeróżnych zwierzaków, takie polskie zoo. Najpierw był Koziołek, potem uczłowieczona małpa, Borostwory, Jeż, na którego wszyscy wołają Jurek, a teraz przyszła kolej na Misia Miszę. Bohater na miarę XXII wieku wyrusza na podbój komiksowego światka.

Akcja „Oxygenesis” rozgrywa się w przyszłości, po ekologicznej apokalipsie, która ociepliła stosunki panujące między narodami. Najlepsze warunki do normalnego życia panują na Grenlandii lub, jak ktoś woli sześciokrotnie mniejszą grawitację od ziemskiej, na Księżycu.

Główny bohater komiksu Pawła Kłudkiewicza swoją aparycję zawdzięcza niewielkiemu psikusowi – ot małej pomyłce genetycznej. Aby dorobić, zdecydował się zostać przechowalnią genów. Niestety zmutował. Zanim jeszcze na dobre dowiemy się, kim jest Misza, wpada on w wir niesamowitych wydarzeń, które czynią z niego agenta, ściganego zbiega, romantycznego kochanka, niegroźnego awanturnika, smakosza cygar oraz sojowego napitku. James Bond zaczerwieniłby się z zazdrości. Ale sympatyczny miś ma coś wspólnego z brytyjskim agentem. W przeciwieństwie do licencji na zabijanie, posiada patent na wygłupianie, a śmiertelną bronią na wyposażeniu kudłatego agenta jest pistolet... na lotki. Praktykuje Zen-Zen, sutrę wielkiego paradoksu. Już na same te słowa kobiety lgną do niego niczym kociaki.

Fabuła komiksu jest prosta jak budowa cepa i mocno zwariowana. Stawka, o którą toczy się gra jest wysoka. Przeciwko naszemu bohaterowi występuje bezwzględny szaleniec - Hilton (czyżby jakiś potomek Paris?), którego złowieszcze plany stanowią zagrożenie dla i tak już konającej planety. Zanim Misza porachuje mu wszystkie kości po drodze napotka miłość życia i odnowi znajomość z komisarzem policji, któremu źle z oślich oczu patrzy. Cała zwierzęca menażeria zabiera czytelnika w barwny świat rubli transferowych, pokrętnych intryg i przewidywalnego finału.

Komiksem Kłudkiewicza rządzi chaos, chaos i jeszcze raz chaos. W surrealistycznej wizji przyszłości nic nie jest pewne, a miraże i halucynacje są standardowymi atrakcjami. Żonglując konwencjami autor dostarcza mnóstwo abstrakcyjnego humoru (przypominającego pamiętne „48 stron” Adlera i Piątkowskiego), wręcz absurdalnego. Odwołuje się do filmów szpiegowskich, pastiszy kina akcji pokroju przebojów z gapowatym Leslie Nielsenem. W albumie znajdziecie również nawiązanie do słynnej serii o dwójce mężnych Galów. Tylna część okładki komiksu to kopalnia humoru na niespotykaną skalę. Genialny pomysł i wyśmienity dodatek, wieńczący lekturę tomu.

Miś wyrwany z innej bajki zaliczył przyzwoity debiut w pełnometrażowym albumie. Jak potoczą się dalej jego losy? Mam cichą nadzieję, że Misza nie powiedział jeszcze ostatniego słowa i niebawem powróci.

 

Tytuł: "Miś Misza": "Oxygenesis"

  • Scenariusz i rysunki: Paweł Kłudkiewicz
  • Wydawca: Egmont
  • Data publikacji: 19.04.2010r.
  • Oprawa: twarda
  • Papier: kredowy
  • Objętość: 48 stron
  • Format: 215 x 290 mm
  • Cena: 35 zł

Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...