"Superman: Return of Doomsday” - recenzja

Autor: Jakub Syty Redaktor: Motyl

Dodane: 13-07-2013 12:32 ()


Doomsday wraca. Nie po raz pierwszy zresztą. Tym razem jego celem są wszyscy czterej pretendenci do miana Supermana, którzy pojawili się tuż po śmieci Człowieka ze Stali w cyklu znanym jako „Reign of the Supermen!” („Rządy Supermanów!”), a od tamtej pory stali się częścią uniwersum DC Comics.

Najpierw wycisk dostaje Steel, to znaczy John Henry Irons, który w danym momencie okazuje się być jedynym superbohaterem mogącym stawić czoła Doomsdayowi pojawiającemu się ni stąd ni zowąd w Metropolis („Steel nr 1”). Potem obrywa się Eradicatorowi (Niszczycielowi), który związany jest z grupą zwaną Outsiders („Outiders nr 37”). Kolejnym celem Doomsdaya jest Cyborg Superman, a że atak ma miejsce w siedzibie JLA, przy okazji dostaje się też Supergirl („Justice League of America nr 55” oraz „Superman/Batman Annual nr 5”). Wreszcie na koniec bęcki od Doomsdaya zbiera Superboy, ukrywający się jako Conner Kent w gościnnym Smallville („Superboy  nr 6)”. Jednym zdaniem: Doomsday dopada każdy ze swoich celów, pierze go na kwaśne jabłko (co ciekawe, posiada zdolność kopiowania mocy każdego z bohaterów) i rozpływa się we mgle porywając ich ciała.

Tak naprawdę „Return of Doomsday” („Powrót Doomsdaya”) jest jedynie wstępem do właściwych wydarzeń przedstawionych w zbiorze „Reign of Doomsday” („Rządy Doomsdaya”), gdzie do gry wkracza już ten jedyny i najprawdziwszy Człowiek ze Stali, a na wierzch wychodzi prawda stojąca za tym, skąd u licha na scenie znów pojawiła się istota znana jako Doomsday. Najbardziej spójnym rozdziałem tego tomu wydaje się być ten pierwszy, ponieważ każdy kolejny jest kontynuacją wydarzeń z poprzednich zeszytów poszczególnych serii (co przedstawiłem wyżej), także czytelnik w zasadzie rzucony jest na głębokie wody, w których w dodatku zaczyna grasować rozjuszona bestia. Mnie najbardziej zainteresowało ponowne (które to już?) pojawienie się na scenie Cyborga Supermana, ale w komiksie, gdzie nacisk postawiony jest przede wszystkim na okładanie się po gębach, nawet ten łotr, (od czasu "Rządów Supermanów!" jeden z moich ulubionych), dosłownie i w przenośni gubi się gdzieś w natłoku ciosów. Nawet jednemu z ciekawszych scenarzystów ostatnich lat, Jeffowi Lemiere'owi odpowiedzialnemu za serię „Superboy”, chyba niespecjalnie było w smak wprowadzanie na scenę Doomsdaya, z którym nie da się rozpisać żadnej interesującej linii dialogowej, a jest to przecież jedną z mocniejszych stron kanadyjskiego scenarzysty.

Jeśli zatem ktoś planuje sięgnąć po „Return of Doomsday”, od razu powinien zaopatrzyć się w „Reign of Doomsday”. Jeśli jednak celuje w ten drugi zbiór, ten pierwszy może sobie spokojnie odpuścić. Doomsday jaki jest każdy wie, a przecież wiadomo, że tylko Superman może tak naprawdę stawić mu czoła.

 

Tytuł: „Superman: Return of Doomsday” 

  • Scenariusz: James Robinson, Jeff Lemire, Dan Didio, Steve Lyons
  • Rysunki: Ed Benes, Miguel Sepulveda, Keith Giffen, Brett Booth, Marco Rudy
  • Wydawca: DC Comics
  • Data wydania: 11.2011
  • Stron: 144
  • Rozmiar: B5
  • Oprawa: Miękka
  • Papier: Kredowy
  • Druk: Kolor
  • Cena: US $14.99

Komiks możecie kupić w sklepie MULTIVERSUM


comments powered by Disqus