„Sekretne życie zwierzaków domowych" - recenzja

Autor: Ewelina Sikorska Redaktor: Motyl

Dodane: 18-10-2016 14:08 ()


Są takie animacje, które mają niepozorny, wręcz trywialny pomysł na fabułę, a ostatecznie wychodzi coś fantastycznego. Są też (niestety), takie animacje, które zapowiadają się hiper fantastycznie, jednak gdy ostatecznie oglądamy je na sali kinowej, okazuje się, że praktycznie nie są tym, czego się, tak na dobrą sprawę, spodziewaliśmy. Ten właśnie problem ma „Sekretne życie zwierzaków domowych", jednak zanim wyjaśnię co i jak, warto zacząć, o czym właściwie jest sama fabuła...

Nowy Jork, mekka hipsterów, to raj na ziemi, gdzie mieszka główny bohater, pies Max (skądinąd niebezpiecznie przypominający z wyglądu naszego rodzimego Reksia) ze swoją panią Katie, którą darzy wielką miłością. W tej samej kamienicy i naprzeciwko niej mieszkają zaś znajomi tytułowego bohatera: Bridget-miłośniczka telenowel z duszą wojowniczki, platonicznie wzdychająca do naszego głównego bohatera, Chloe-kotka, która ma słabość do dobrego jedzenia, Mel-mops, którego życiowym celem jest eliminacja wiewiórek, Norman-świnka morska, która lubi „życie na krawędzi”, Buddy-jamnik kochający masaże wykonywane przez sprzęty domowe czy Dziubek-fan symulatorów lotu.

Dni mijają, ale idylla Maxa, jaką jest jego błogie i beztroskie życie z Katie, nie trwa wiecznie, bo oto sprawy się komplikują, gdy pewnego dnia jego pani przyprowadza ze schroniska Duke’a, (na pierwszy rzut oka przypominającego czworonożną wersję Chewbacci z klasycznych „Gwiezdnych Wojen”), który od tej pory ma z nimi zamieszkać na stałe. Max, próbując powrócić do stanu pierwotnego (czyli tylko on i jego pani) i pozbyć się niechcianego współlokatora, nieoczekiwanie (w wyniku kolejnych przykrych zbiegów okoliczność) wpada wraz z Dukiem w ręce nowojorskich hycli, z których rąk obydwu ratuje śnieżnobiały i na pozór słodki Tuptuś - socjopatyczny króliczek z mordem w oczach (z nieodłączną marchewką do zadań specjalnych), z wyglądu przypominający bohatera krótkometrażówki Pixara „Presto”, który ma wobec nich swoje własne plany. W tym samym czasie, na odsiecz Maxowi rusza „zwierzęca brygada ratunkowa”, której przewodzi Bridget. Wgłębiając się w warstwę fabularną, możemy dostrzec już na pierwszy rzut oka wykorzystanie zwrotów fabularnych, które widzieliśmy w dwóch pierwszych odsłonach „Toy Story”. Pierwsze pytanie, jakie się nasuwa: Czy to źle?

Samo sięganie do rozwiązań, które się już sprawdziły, nie jest złe. Jednak trzeba to niestety robić z głową, co twórcom „Minionków” kompletnie nie wyszło. O ile magicy z Pixara potrafią tworzyć historię z niczego i balansować na granicy schematyczności, jak też z precyzją łączyć kilka zupełnie do siebie niepasujących wątków w jedną całość, to twórcy „Sekretnego życia zwierzaków domowych” mają problem z ogarnięciem pewnych trików i linii fabularnych, co niestety odbija się na całej głównej osi fabularnej.

Problem leży też w dużej mierze w postaciach pierwszoplanowych, których po prostu się „nie czuje”. Twórcy powierzchownie podeszli do postaci głównych bohaterów, bardziej skupiając się na postaciach drugoplanowych (naprawdę, bardziej obchodziła mnie misja ratownicza i cały ten zwierzęcy świat niż główni bohaterowie. Na ironię, gdyby z Bridget uczynić główną bohaterkę a jej „misję” główną osią fabularną, mogłoby być o wiele ciekawiej). Wszystkie najlepsze sceny praktycznie wiązały się z postaciami drugoplanowymi (mi.in. „misja ratownicza” wpadająca na „zwierzęcą imprezkę”, scena w parku z automatyczną smyczą itd.).

Przy tak przeogromnym potencjale, jaki dawał temat (nie ma nikogo chyba, kto, mając zwierzę, czasem nie zastanawiał się, co jego pupil wyprawia, gdy zostaje sam) oraz oryginalna obsada dubbingowa (Louis C. K i Kevin Hart to jedni z najlepszych amerykańskich komików), tu powinno aż „skrzyć się” od inteligentnych i zabawnych dialogów. Twórcy kompletnie nie wykorzystali jednak swoich „asów w rękawie”. Tym samym nie rozwinięto tematu w taki sposób, na jaki zasługiwał, a my dostaliśmy do bólu poprawną animację o zwierzakach z dużej metropolii. Jednak na tak dużą ilość narzekań znajdzie się też kilka plusów. Znajdziemy tu wiele aluzji i nawiązania do animacji Disney-Pixar czy DreamWorks. Mamy też odniesienia do nowojorskiej popkultury, ale też amerykańskiej filmowej klasyki, które dostrzeże polski widz („Ścigany”, „Speed: Niebezpieczna prędkość”, „Robin Hood: Książę złodziei”, „Forrest Gump”, „Obcy”), ale też i takie, które zrozumie (niestety) tylko amerykański odbiorca, bo nie da się ukryć, że to animacja skrojona wprost pod amerykańskiego widza, a w szczególności przeciętnego mieszkańca Wielkiego Jabłka. Poza tym sam animowany Nowy Jork już w pierwszych kadrach jest tak pięknie zaanimowany, że ma się ochotę wpaść do niego na chwilkę lub dwie. Dialogowo też jest trochę tego nowojorskiego klimatu. Nieco gorzej sprawa się ma od strony muzycznej; tu jest raczej „poprawnie”, szkoda, że tylko „momentami”, Desplat próbował uchwycić „nowojorskiego ducha” obecnego w innych warstwach filmu.

Illumination Entertainment, studio odpowiedzialne za „Sekretne życie zwierzaków domowych”, świetnie również podpatruje rozwiązania obecne u konkurencji (mamy kilka „easter-eggs” związanych z poprzednimi animacjami studia, jak i tymi nadchodzącymi np. plakat „Sings” na tyle autobusu, którym pędzą na złamanie karku Max i Tuptuś). Dobrze ujęte zostały zachowania zwierząt (koty pchające się do każdego napotkanego pudełka i ich popularność w necie, zachowania psów itd.). Jeżeli chodzi o polski dubbing, to jest bez zarzutu, a nawet czasami polski dialogista, stara się „puszczać oczko” do rodzimego widza (fani „Sezonu na misia” wiedzą, o co chodzi).

Mam wrażenie, że „Sekretne życie zwierzaków domowych” w takiej formie, jaka jest w kinach, o wiele lepiej obroniłoby się jako krótkometrażówka (nie ukrywam, że najlepsze sekwencje filmu to jego początek i koniec). Niestety, jak na razie, twórcy „Minionków” są mistrzami drugiego planu, świetnie kreującymi postaci drugoplanowe, a kiepsko radzą sobie z głównym tokiem akcji (co niestety nie wróży dobrze kolejnej animacji studia, czyli „Sings”).

Gdyby „Zwierzaki” były tak dobre, jak ich pierwszy zwiastun, to byłaby najlepsza komedia animowana tego roku. Niestety, twórcy postanowili pójść na łatwiznę, przez co dostajemy momentami zabawną, ale w dużej mierze poprawną animację. A szkoda. Liczę, że jeśli powstanie sequel (o ile powstanie), twórcy bardziej przyłożą się do pracy, bo potencjał jest nadal ogromny.

P.S. Przed seansem „Sekretnego życia zwierzaków domowych” była nowa krótkometrażówka z Minionkami. Podopieczni Gru dalej bawią, to fakt, ale wśród dotąd stworzonych krótkometrażówek z Minionkami, według mnie, ta jest zdecydowanie najsłabsza, niestety.

 

Tytuł: „Sekretne życie zwierzaków domowych"

Reżyseria: Chris Renaud, Yarrow Cheney

Scenariusz: Cinco Paul, Ken Daurio, Brian Lynch

Obsada:

  • Louis C.K.            
  • Eric Stonestreet        
  • Kevin Hart    
  • Jenny Slate
  • Ellie Kemper
  • Albert Brooks
  • Lake Bell
  • Dana Carvey

Muzyka: Alexandre Desplat

Zdjęcia: Charlotte Bruus Christensen

Montaż: Ken Schretzmann       

Scenografia: Colin Stimpson, Eric Guillon

Kostiumy: Michelle Matland

Czas trwania: 90 minut

Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.


comments powered by Disqus