Klasyka literatury: "Belgariada" Davida Eddingsa

Autor: Agnieszka 'Achika' Szady Redaktor: Ejdżej

Dodane: 18-05-2007 23:06 ()


Od zera do bohatera

 

Cykl „Belgariada” Davida Eddingsa to fantasy najbardziej typowa z typowych. Mamy tu chłopca ze wsi, któremu oczywiście przeznaczone jest zostać Kimś Więcej; drużynę, wyprawę, ratowanie świata i Ogromnie Magiczny Artefakt, który służy głownie do tego, żeby ci źli go wykradali, a dobrzy poszukiwali. Do tego jeszcze dochodzą czary, bogowie, a także pyskata księżniczka w charakterze nagrody dla głównego bohatera. No i oczywiście mapka, bez której żadna Typowa Powieść Fantasy obejść się nie może.

Nastoletni kuchcik Garion wędruje przez przedstawione na mapie krainy wraz z dość malowniczą drużyną, w której skład wchodzą: dziadek-czarodziej (bagatela – 7000 lat), ciocia-czarodziejka (3000 lat), zakochany w niej wiejski kowal, prawie-błędny rycerz i złodziejaszek, który potem okazuje się kimś zupełnie innym. Zaliczają kolejne przygody: tu jakieś porwanie, tam wykrycie szpiega, ówdzie zamach na cnotę lub życie bohatera, i poznają banalnie wymyślone obce kultury. Autor nie wysilił się ani odrobinę, pojechał schematem jak w bajce dla dzieci: wszyscy Sendarianie są praktyczni i trzeźwo myślący, Drasnianie - przebiegli, zaś Nyissanie to banda zaćpanych perwersów.

Wrażenie banalności dodatkowo pogłębia brak porządnych opisów scenografii. Lasy, pustkowia, miasta i zamki, które wizytują bohaterowie, zioną tekturowością. W trakcie lektury miałam wrażenie, że David Eddings las czy góry oglądał wyłącznie na zdjęciach, a i wyobrażenie sobie quasi-średniowiecznego miasta nie idzie mu najlepiej. Las to dla niego jakieś tam bezgatunkowe drzewa plus jeszcze krzaki, przez które się można przedzierać lub za nimi schować. No pewnie, bo kto by tam rozróżniał drzewa, nie? Co to, podręcznik do biologii czy jak? Zero opisów leśnych/polnych/miejskich zapachów, zero drobnych, a tak bardzo budujących realizm detali jak spostrzeżenia, że jak się śpi na ziemi, to rano jest chłodno, wieczorem gryzą komary i tak dalej. A gdzie tam. Jadą, jadą, rozbijają obóz na noc, rano jadą dalej. Z wytworami ludzkiej cywilizacji jest nie lepiej: zamki u Eddingsa wydają się składać głównie z korytarzy i jednej czy drugiej sali tronowej lub jadalnej.

Mocną stroną książki są natomiast żywe, błyskotliwe i lekkie dialogi oraz budzące sympatię postaci. Czytelnicy uwielbiają szczególnie Ciocię Pol, za jej cięty język i zdecydowany charakter; na drugim miejscu jest, jak sądzę, miły złodziejaszek Silk. Może bohaterowie nie są aż tak żywi i pełnokrwiści, jak u Tada Williamsa czy Andrzeja Sapkowskiego, ale w każdym razie można się z nimi zaprzyjaźnić. Gdyby tylko nie te niezamierzenie dla nas śmieszne imiona w stylu Barak albo Durnik...

„Belgariadę” polecam czytelnikom w wieku raczej nastoletnim, gdyż bardziej zaawansowanych może zniechęcić pewna przewidywalność akcji oraz kiczowatość niektórych pomysłów (np. dworu Okrrropnie Mrrrocznej wężowej królowej). Z pewnością jest to cykl, od którego można zacząć przygodę z fantastyką, zwłaszcza, że wielu zalicza go już do klasyki.

 

Agnieszka 'Achika' Szady

 

 

 

Tytuł: Belgariada

Tytuły tomów: Pionek proroctwa; Królowa magii; Gambit magików; Wieża czarów;

Ostatnia rozgrywka czarodziejów

Autor: David Eddings

Wydawnictwa: różne

Liczba stron: ok. 1500 w zależności od wydania

Okładka: miękka


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...