Piracka trylogia z Karaibów - część I.

Autor: Maciej "Levir" Bandelak Redaktor: Levir

Dodane: 20-05-2007 22:27 ()


Redakcja tekstu: Elanor

 

Na ekrany kin wejdzie niedługo trzecia część pirackiej trylogii, chyba najbardziej oczekiwany film tego roku. Nadarza się więc okazja by choć raz postąpić z duchem czasu i napisać artykuł nawiązujący do aktualnych wydarzeń. Jako, że "PK: Na krańcu świata" jest III częścią cyklu (podobno będą i kolejne) niepodobna jest nie przyjrzeć się muzyce do Piratów od jej początków czyli od "Klątwy Czarnej Perły".

 

W większości przypadków recenzenci muzyki do pierwszej części przygód kapitana Jacka Sparrowa nie zostawiają na niej suchej nitki zarzucając jej wtórność, kakofonię dźwięków bez ładu i składu i etykietkę "made by Media Ventures". I mają przy tym rację. Z punktu widzenia oryginalności ścieżki kompozytorowi należy się dwója (może z małym plusikiem), faktycznie bowiem Badelt zastosował wszelkie chyba możliwe motywy i nawiązania do poprzednich produkcji ludzi ze stajni Hansa Zimmera (i jego samego) a więc z "Gladiatora", "Twierdzy", "Karmazynowego Przypływu", "Backdraft" i wielu innych. Mają i rację mówiąc o kakofonii dźwięków, ścieżka jest bowiem naszpikowana mocnymi instrumentami (perkusja i instrumenty dęte wysuwają się na czoło, po części syntezatorowe) które faktycznie wysadzają uszy (a sąsiadów doprowadzają do białej gorączki). A etykieta "Made by MV"? Cóż, kwestia gustu, jednych automatycznie odrzuca a innych przyciąga. Większość z tych recenzentów patrzy więc na ścieżkę chłodnym okiem krytyka-profesjonalisty, nie dziwią więc słabe oceny jakie soundtrack uzyskuje.

 

Jeszcze jedna rzecz wpływa na tą krytykę. Film ów był pierwszą od wielu lat dotyczącą piratów próbą wskrzeszenia gatunku "płaszcza i szpady" (czy też "swashbuckling" dla anglofilów). Ostatnim takim obrazem była "Wyspa Skarbów" ("The Cutthroat Island"), która finansowo była klapą, jednakże, dla wielu miłośników muzyki soundtrack autorstwa Johna Debneya jest jednym z najlepszych jakie powstały do tej stylistyki (nawiązując do muzyki pisanej do dużo starszych filmów pirackich takich jak "Karmazynowy Pirat"). Spodziewano się więc, że kompozytor (kimkolwiek by nie był) będzie próbował stworzyć coś w stylu klasyki gatunku. Tymczasem Badelt nie miał takich planów tworząc ową ścieżkę, nie zamierzał nawiązywać do przeszłości, chciał natomiast stworzyć muzykę wartką, mocną, na nowo podkreślającą film awanturniczy, nastawiony oczywiście na czysty komercyjny zysk i dobrą zabawę w kinie.

 

Ja patrzę na soundtrack właśnie z takiej perspektywy - z perspektywy osoby chcącej dobrze się bawić (zarówno oglądając film jak i słuchając muzyki w oderwaniu od filmu) a przede wszystkim z perspektywy rpgowca, który na awanturniczych sesjach oczekuje takiej właśnie mocnej muzyki (chyba nie muszę wspominać, że mam tu na myśli przede wszystkim sesje w "7th Sea").

 

Pirates of the Carribean: "The Curse of the Black Pearl" (Klaus Badelt)

 

1. Fog Bound

2. The Medallion Calls

3. The Black Pearl

4. Will and Elisabeth

5. Sword Crossed

6. Walk the Plank

7. Barbossa is Hungry

8. Blood Ritual

9. Moonlight Serenade

10. To the Pirates' Cave

11. Skull and Crossbones

12. Bootstrap's Bootstraps

13. Underwater March

14. One Last Shot

15. He's a Pirate

 

Jako twórcę muzyki przedstawia się Klausa Badelta, młodego protegowanego Hansa Zimmera z Remote Control Productions (dawne Media Ventures). Początkowo sam Zimmer miał się za to zabrać ale natłok zajęć mu na to nie pozwolił - czuwał tylko, a może aż, jako producent - a jeszcze przed nim zatrudniony był Alan Silvestri. Jednak trzeba wyjaśnić, że do tej produkcji zaangażowano całą grupę ludzi i Badelt miał do pomocy Gavina Greenwaya, Nicka Glennie-Smitha, Steve'a Jablonsky'ego, Ramina Djawadi, Jamesa Dooleya i jeszcze wielu innych z królestwa Remote Control.

 

Przyznam się bez bicia, że patrząc z wyżej wspomnianej perspektywy soundtrack natychmiast zawładnął moim sercem. Da się wyróżnić trzy tematy - temat Jacka Sparrowa (pirata, który w swojej fajtłapowatości ma niesamowity wdzięk - genialna rola Johnny'ego Deppa, temat Czarnej Perły, legendarnego pirackiego statku i temat romansu między młodym Willem Turnerem, pirackim synem wychowanym na dżentelmena a Elizabeth Swann ,córką gubernatora.

 

Zgodzę się z zarzutem krytyków, że ścieżce brakuje "ducha tamtych czasów", że brakuje podstawy w postaci szantowych rytmów i śpiewu żeglarzy. Jedynym nawiązaniem jest pierwszy motyw wygrywany na elektronicznej wiolonczeli wygrywany w rytmie irlandzkiego jiga, który słyszymy na początku w "Fog Bound", w środku "Walk the Plank" i w "One Last Shot". Choć i on nie jest oryginalnym wymysłem Badelta a modyfikacją utworu "Training Montage" autorstwa Edwarda Sheamura z filmu "Hrabia Monte Christo".

 

Jack Sparrow w tym filmie jest postacią drugoplanową i taki też jest jego temat muzyczny (po raz pierwszy pojawiający się w "The Medallion Calls" a następnie w kilku miejscach). Niemalże identycznym tematem posłużył się kompozytor w przypadku Czarnej Perły z tą różnicą, że jest ona wygrywana z mocniejszym akcentem instrumentalnym. W porównaniu do tematu Jacka, do syntezatorowych skrzypiec i wiolonczel dodano mocarne instrumenty dęte i perkusję co czyni ów temat bardziej pompatycznym i heroicznym. Temat ten można usłyszeć niemal co chwilę, można by rzec, że cała reszta to tylko mało znaczące przerywniki pomiędzy jednym a drugim wyskokiem tego tematu (przez co można by go nazwać "głównym").

 

Nie za wiele można też powiedzieć o temacie romansu, poza tym, że jest ("Moonlight Serenade") choć i tak brzmi stanowczo zbyt podobnie do poprzednich tematów (choć oczywiście jest wolny od "ciężkiego sprzętu").

 

Nie da się ukryć, że soundtrack z orginalnością nie ma nic wspólnego, że jego konstrukcja jest prosta jak budowa cepa ale właśnie to sprawia, że pasuje jak ulał do wartkiej akcji filmu i niech tam malkontenci myślą co chcą ale muszą przyznać, że gdyby odrzucić te porównania do klasyki, próby szukania "pirackiego klimatu" to zostanie świetny tzw. action score, dynamiczny, wartki, mocny, wgniatający w fotel (szczególnie na maksymalnym podgłośnieniu) i nic to, że to w większości syntezatory a nie orkiestra i nic to, że to zlepek pomysłów (oczywiście nieco zmienionych) z poprzednich soundtracków "made by ex-Media Ventures).

 

Wkrótce II część artykułu dotycząca "Skrzyni Umarlaka".


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...