„Jeremiah” tom 13: „Strike” - recenzja

Autor: Przemysław Mazur Redaktor: Motyl

Dodane: 31-03-2017 23:47 ()


Nowe porządki zaistniałe na zgliszczach zdruzgotanej pełnowymiarowym konfliktem zbrojnym cywilizacji nie dla wszystkich muszą okazać się osobistą tragedią. Dało się to zresztą zauważyć także w poprzednich odsłonach autorskiej serii Hermanna Huppena na przykładzie m.in. niedoszłego teścia tytułowego bohatera w osobie magnata paliwowego nazwiskiem Toshira (zob. „Gniewne wody”). Łut szczęścia, nieco przebojowości (czyt. bezczelności) oraz odpowiedni czas i miejsce niejednego wykolejeńca potrafiły przeistoczyć w przysłowiowego króla życia.

Trudno orzec, czy tak się sprawy miały w przypadku niejakiego J.P. Wang-Schmitza, lidera lokalnej sekty tytułującego się szumnym mianem „wcielonego boga”. Poznajemy go bowiem w momencie, gdy pełni już rolę typowego guru, podobnego m.in. Maharishiemu, którego swego czasu stręczyli swoim fanom członkowie grypy The Beatles (w tym zwłaszcza George Harrison). Pławi się on zatem w nieprzyzwoitym wręcz luksusie, ochoczo korzysta z wdzięków co bardziej urodziwych wyznawczyń swego kultu, a przy okazji dba też o poprawne relacje z wpływowymi jegomościami trzęsącymi okolicą. Jednym z nich jest Ernest Sadhole kierujący cieszącą się znaczną popularnością kręgielnią. To właśnie w owym przybytku hazardu Kurdy i Jeremiah usiłują podratować swój permanentnie wątły budżet. Tym bardziej że drugi ze wspomnianych wykazuje nadspodziewany talent (któryż to już z kolei…) w miotaniu kręgielną kulą, a i chętnych do stawania z nim w szranki również nie brakuje. Stąd obaj panowie rychło zwracają uwagę wzmiankowanego Sadehole’a, a za sprawą porwania dziewczęcia jednego ze swoich rywali Jeremiah – jak zawsze szlachetny – wplątuje się w intrygę, w której kluczową rolę odgrywa również wspominany „delegat Pana Boga na kraj”. Do tego stopnia, że podczas lektury nie raz i nie trzy chciałoby się zanucić utwór grupy Genesis „Jesus He Knows My”.

Jak zwykle w przypadku utworów Hermanna także i tym razem mamy do czynienia z gruntowanie przemyślaną i tak też prowadzoną fabułą. Podobnie jak m.in. w albumie pt. „Delta” również w kontekście niniejszego epizodu nie ma miejsca na przypadkowe elementy; nawet osobowości dalszego tła trafnie komponują się w całość (a w szczególności pewna nadspodziewanie zaradna staruszka). Główna intryga tylko z pozoru zdaje się pokrewna naczelnemu motywowi albumu pt. „Sekta”, choć zarazem także przybliża niuanse duchowości postapokaliptycznej Ameryki (oczywiście w wymiarze regionalnym). Z dzisiejszej perspektywy profil psychologiczny głównego protagonisty standardowo bezinteresownie angażującego się w kolejne „kabały” może wydawać się nieprzystający do współczesnych trendów rynkowych. W swoim harcerzykowaniu Jeremiah potrafi być jednak bardzo przekonujący, a pomyślany jako zdecydowanie bardziej odeń interesowna przeciwwaga w osobie Kurdy’ego zadaje się stosowną odpowiedzią na tzw. bohatera z krwi i kości. Pomimo pokostu ucywilizowania świat przedstawiony (a konkretnie jego strefa przybliżona w niniejszym albumie) niezmiennie pozostaje siedliskiem drapieżców czyhających na potencjalny żer w osobach słabych i naiwnych. Ta zaś okoliczność z oczywistych względów przyczynia się do uzyskania właściwego dla wymogów komiksu przygodowego dramatyzmu. Mimo że Jeremiah zdaje się w pełni pojmować reguły rządzące światem, w którym przyszło mu żyć, a nawet świetnie sobie radzi z ich okiełznywaniem to jednak zachowuje swoją nieco kamuflowaną dobroduszność, korzystnie odróżniając się od licznych osobowości współczesnego komiksu (by wspomnieć bohaterów serii „Skalp” czy „Bękarty z Południa”) „przekalibrowanych” w ich niekiedy aż nazbyt groteskowym pragmatyzmie i zamiłowaniu do ocierającego się o perwersje okrucieństwa. Natomiast na swój sposób humorystycznie jawi się konkluzja tej opowieści, zaserwowana za pomocą wariantu narracyjnego pokrewnego zabiegowi znanemu jako deus ex machina.

W nie mniejszym stopniu niż z „materią” fabularną Hermann radzi sobie również z jej zilustrowaniem. Tradycyjnie posługuje się on metodą tzw. siankowania dla uchwycenia natury umieszczonych w kadrach obiektów. Te zaś komponuje z wyczuciem, dobierając układ sekwencji eliminujący potencjalne dłużyzny. Nie mogło tu również zabraknąć krytykowanej przez część czytelników maniery w rozrysowywaniu często niewyjściowych facjat przewijających się tu postaci. Trudno jednak odmówić temuż autorskiemu sznytowi unikalności i co za tym idzie rozpoznawalności. Krótko pisząc i nie nadużywając emfazy: znać mistrza. Po raz kolejny zresztą i fortunnie nie ostatni. Wszak przed nami jeszcze, bagatela, ponad dwadzieścia odsłon tej zasłużenie uznanej za klasykę gatunku serii.

 

Tytuł: „Jeremiah” tom 13: „Strike”

  • Tytuł oryginału: „Strike”
  • Scenariusz i rysunki: Hermann Huppen
  • Kolory: Fraymond
  • Tłumaczenie z języku francuskiego: Wojciech Birek
  • Wydawca wersji oryginalnej: Novedi
  • Wydawca wersji polskiej: Elemental
  • Data publikacji wersji oryginalnej: maj 1988 r.
  • Data wydania wersji polskiej: 22 marca 2017 r.
  • Oprawa: miękka
  • Format: 21 x 29 cm
  • Papier: kredowy
  • Druk: kolor
  • Liczba stron: 48
  • Cena: 38 zł

Dziękujemy wydawnictwu Elemental za udostępnienie komiksu do recenzji.


comments powered by Disqus