Recenzja książki "Diuna" Franka Herberta

Autor: Krzysztof 'Miś' Księski Redaktor: Ejdżej

Dodane: 21-05-2007 23:44 ()


Fantastyka, podobnie jak tzw. mainstream, jest pełna kiepskich książek. Zdarzają się jednak również dobre lub nawet bardzo dobre. Z rzadka pojawiają się zaś powieści znakomite, brylanty literackie, dzieła określane mianem kultowych.

Do tej ostatniej kategorii zalicza się bez wątpienia „Diuna” Franka Herberta. Uhonorowana dwoma najważniejszymi nagrodami w światowej fantastyce – Hugo (1966 r.) i Nebulą (1965 r.) – znalazła rzesze zagorzałych fanów oraz doczekała się kontynuacji napisanych przez autora oraz, po jego śmierci, jego syna. W Polsce pojawiła się w roku 1985 nakładem wydawnictwa Iskry, w tłumaczeniu Marka Marszała, które prezentowało dobry poziom i na stałe zakorzeniło się w świadomości czytelników. Drugim przekładem uraczył nas Zysk i S-ka, a podjął się go Jerzy Łoziński. Podobnie jak to miało miejsce z „Władcą Pierścieni”, nowe tłumaczenie „Diuny” w jego wykonaniu było fatalne przez co spotkało się z gorącymi protestami miłośników prozy Herberta.

Teraz Dom Wydawniczy Rebis zaproponował nam nową wersję, ponownie autorstwa Marka Marszała. Dzięki temu mamy do czynienia z dobrym przekładem, do którego przyzwyczają się nowi czytelnicy, a po które sięgną chętnie również miłośnicy pierwszego polskiego tłumaczenia.

Nowe wydanie „Diuny” wyróżnia się szatą graficzną. Opasły wolumin, z oprawioną w jedwab twardą okładką, prezentuje się znakomicie. Piękna obwoluta, ze znakomitą grafiką Wojciecha Siudmaka, wygląda cudownie. Podobnie świetne rysunki artysty, znajdują się w środku (jedynym mankamentem jest ich niewielka ilość), na grubych kartach, czyniąc lekturę ponad 600 stronicowego tomiszcza czystą przyjemnością.

Szata graficzna książki nie odbiega od jej treści – ta również znajduje się na najwyższym poziomie. Powieść opowiada o losach Atrydów, jednego z wielkich rodów we wszechświecie pełnym zasiedlonych planet. Ludzkość dokonała podboju kosmosu i rozprzestrzeniła się tym samym po wielu planetach. Możliwości technologiczne pozwalają na swobodną podróż wielkimi statkami pomiędzy bardzo odległymi punktami, jednak nie każdy może sobie na to pozwolić. Transport jest bowiem niezwykle drogi, a monopol nad nim trzyma gildia kupiecka. Jej piloci, kierujący statkami kosmicznymi, używają dla skuteczności swoich lotów przyprawy, zwanej również melanżem. To najcenniejszy surowiec we wszechświecie, tym bardziej, że znajduje się wyłącznie na jednej planecie – Arrakis, nazywanej również Diuną.

Tam właśnie zostaje wysłany na polecenie imperatora książę Leto z rodu Atrydów, razem ze swoją rodziną, zasobami, doradcami i wojskiem. Otrzymuje planetę w lenno. Dowiadujemy się w ten sposób interesującej rzeczy. Otóż, mimo zaawansowania technologicznego ludzkości, we wszechświecie panuje system feudalny, z całym dobrodziejstwem inwentarza – hołdami, stosunkami lennymi oraz całym zhierarchizowanym społeczeństwem. Panuje tu również niewolnictwo, a o prawach człowieka zapewne słyszano, ale się ich nie stosuje. Władzę sprawuje imperator oraz rada (Landsraad) złożona z przedstawicieli największych rodów, z których każdy szachuje innych posiadaną bronią atomową (użycie jej jest jednak zakazane przez odpowiednie konwencje). Nad wszystkim zaś góruje imperator, posiadający w swoich rękach armię, bijącą inne na głowę – doskonałych wojowników zwanych Sardaukarami.

Wydaje się, że nic lepszego niż nadanie wyjątkowej w całym kosmosie planety nie mogło księcia spotkać – wpływy z wydobycia przyprawy są ogromne. Okazuje się jednak, iż to tylko mrzonki, bowiem wrogowie czają się, by zniszczyć Atrydów. Inny ród – Harkonnenowie, przez wieki rywalizujący z Atrydami, pała nienawiścią i sprzymierza się z samym cesarzem, by zgasić światło rodu księcia Leto. Nie mogąc uczynić tego otwarcie, ukartowują spisek (gdzie, jak to zwykle bywa, zdrajcą jest jeden z najbliższych współpracowników księcia). Leto wraz z konkubiną – Jessiką oraz synem Paulem (wokół którego będzie się toczyć cała fabuła) muszą spróbować sprostać śmiertelnemu zagrożeniu.

Dodatkowym czynnikiem, wpływającym istotnie na wydarzenia, jest wyjątkowy klimat panujący na Diunie. Tubylcza ludność – Fremeni – nie zna zjawiska, jakim jest deszcz. Planeta jest w przeważającej mierze pustynna; miejsc, gdzie ludzie mogą żyć jest niewiele. Tak przynajmniej wygląda oficjalna wersja i pozory. Rzeczywistość okazuje się dużo bardziej skomplikowana. Przybycie przyzwyczajonych do zupełnie innego klimatu Atrydów stawia ich w konfrontacji z nieprzyjazną planetą. Nie tylko piasek i słońce są przeciwnikami. Pustynie są bowiem zamieszkałe przez ogromne, nawet kilkuset metrowe czerwie, które utrudniają wydobycie melanżu. Sprawiają też, że podróże po powierzchni planety bywają śmiertelnie niebezpieczne.

Fabuła, zawieszona właśnie w takiej rzeczywistości, jest wielowymiarowa i bardzo skomplikowana. Mnóstwo tu różnych współzależności i smaczków. Pojawiają się postaci najmożniejszych tego świata, jak również zwykłych ludzi: kobiet, mężczyzn, starców i dzieci, zarówno przedstawicieli kultury fremeńskiej – bardzo uduchowionej, a jednocześnie dość prostej, jak również wyrafinowanej kultury dworskiej, pełnej przepychu i intryg. Każda z nich jest na swój sposób interesująca i niebezpieczna, o czym można przekonać się na kartach powieści. Mamy tutaj do czynienia z przedstawicielami różnych zawodów, pochodzącymi z różnych warstw społecznych. Są to więc arystokraci, jak również ich pomocnicy i doradcy – mężni wojownicy, tajemnicze kobiety z zakonu Bene Gesserit, Fremeni, przemytnicy, czy wreszcie Mentaci. Ci ostatni to szczególnie ciekawy pomysł. Są to bowiem osoby obdarzone wyjątkowymi zdolnościami analitycznymi, które można z pewnością określić mianem nadludzkich. Często nazywani byli ludzkimi komputerami. Potrzeba odkrycia leżących w ludzkim mózgu zdolności, która stworzyła Mentatów, wynikła z, będącej już historią dla fabuły „Diuny”, wojny z maszynami o sztucznej inteligencji, po której zakazano tworzenia sztucznych tworów na obraz ludzkiego umysłu.

Jak widać z powyższego, dość długiego opisu świata przedstawionego, Herbert wprowadza czytelnika w niezwykłe uniwersum. Pełno tu świeżych, znakomitych i niezwykle oryginalnych pomysłów. Wizja pisarza jest niezwykle sugestywna i rozległa. W sposób drobiazgowy przedstawia on całą planetę i cywilizację, jaką zbudowała ludzkość. Świat stworzony przez Herberta ma ręce i nogi, jest realny aż do szpiku kości. Stąd można „Diunę” porównać do wizji Tolkiena, który również stworzył niezwykły, znacznie oddziaływujący na wyobraźnię świat. I Herbert nie jest tu gorszy, z pewnością dorównuje oxfordzkiemu profesorowi siłą rozmachu i przebogatą wyobraźnią.

Dla mnie szczególnie ciekawe było pokazanie kultury Fremenów – ludu zamieszkującego piaski Arrakis. Jest to niezwykłe i bardzo oryginalne przedstawienie. Fremeni są z jednej strony dość prostą społecznością, na wpół tubylczą, a jednocześnie czasami bardzo trudno ich zrozumieć, tak złożonymi motywacjami się kierują. Fascynujące są ich metody pozwalające przeżyć wśród wydm i czerwi oraz ich pomysłowe wynalazki i sposób postrzegania świata. Na bogactwo ich kultury wpływa również idea, dla której żyją. I to również jest niezwykle fascynujące. Cała koncepcja fremeńska, jaką wymyślił autor, skłania mnie do złożenia głębokiego pokłonu, nieżyjącemu już niestety twórcy.

„Diuna” przepełniona jest refleksją nad życiem człowieka. Ukazuje skomplikowane problemy, jakie towarzyszą człowiekowi, odkrywają złożone motywacje, którymi każdy kieruje się w swojej drodze ku śmierci. Okazuje się, że istota ludzka może stanąć przed niezwykle trudnymi wyborami, dylematami, na które nie ma dobrego rozwiązania. Dla mnie to lektura przepełniona głębokim humanizmem.

Jednocześnie dzieło Herberta zaliczane jest do fantastyki ekologicznej, a sam autor określany jest jako jej prekursor czy stworzyciel. Plemię, które poświęca się, by planeta, na której mieszka stała się zielona, jest wzorem i radą dla naszej współczesnej kultury, skupionej na konsumpcji i wolnym rynku. Niezwykłe poczynania fremenów są ciekawym przykładem solidarności zbiorowej, tak niepopularnej w czasie, gdy króluje kult jednostki i indywidualizmu.

Lektura „Diuny” daje wiele do myślenia. Jest tu zawartych bardzo wiele rozważań, bardzo dużo znaczeń. Pełno tu poważnych myśli, refleksji i cytatów. Dzięki temu Herberta można przytaczać niczym wielkich myślicieli, a każda kolejna lektura powieści odkrywa coś nowego. Bez wątpienia Herbert udowadnia w swoim najsłynniejszym dziele, że należy do ich grona. Przekonuje nas, że humanizm, prawa człowieka i ekologia są mu bardzo bliskie.

Jednocześnie książkę czyta się szybko i przyjemnie. Sporo tu długich opisów, ale całkiem dużo jest też dialogów. Jednak w żadnym razie nigdzie nie znajdziemy miejsca, w którym byśmy utknęli. Cały czas powieść jest pisana w sposób niezwykle zajmujący – przyczyniają się do tego znakomita, „gęsta” narracja, ciekawe, prawdziwe dialogi i wartka akcja. Do tego świetne pomysły, niesamowita wyobraźnia autora i nagłe, zaskakujące zwroty akcji, dzięki czemu utwór czyta się z zapartym tchem i wypiekami na twarzy do ostatniej strony.

Językowi Herberta też nie można niczego zarzucić. Jest pełen bogactwa oraz artystycznych środków wyrazu. Dzięki temu powieść można „smakować”, przewracając stronicę po stronicy, rozpływając się w przyjemności czytania świetnie napisanej lektury. W narracji pełno jest epitetów, porównań i przenośni. Miejscami styl bywa poetycki, miejscami bardziej racjonalny, za każdym razem niezwykle zajmujący. Po prostu doskonały.

Zaś na samym końcu znajdziemy kilka rozdziałów przybliżających nam uniwersum, w którym osadzona jest fabuła. Dodatkowo słownik pojęć i postaci pomaga nam w lepszym orientowaniu się w zawiłej linii fabularnej, gdzie występuje sporo postaci.

„Diuna” jest niewątpliwie arcydziełem, jedną z najlepszych powieści, jakie zdarzyło mi się czytać. Polecam ją wszystkim. Z pewnością każdy czytelnik znajdzie w niej świetną lekturą, bez względu na to, czy fantastyka jest jego ulubioną literaturą, czy jej nie znosi, obojętnie, czy podobają mu się książki lekkie, łatwe i przyjemne, czy też poszukuje głębszych znaczeń i ukrytych warstw. To jedna z najważniejszych powieści, jakie powstały, nie tylko w fantastyce, ale również w głównym nurcie.

Każdy szanujący się czytelnik musi ją znać.

 

Krzysztoł 'Miś' Księski

 

 

Tytuł: Diuna

Tytuł oryginału: Dune

Autor: Frank Herbert

Wydawnictwo: REBIS

Rok wydania: 2007

Liczba stron: 672

Wymiary: 150 mm x 225 mm

Okładka: twarda z obwolutą

 

Serwis Paradoks jest oficjalnym patronem medialnym książki.


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...