„Bernard Prince” księga 1 - recenzja

Autor: Przemysław Mazur Redaktor: Motyl

Dodane: 18-05-2017 15:11 ()


Lista do niedawna nieobecnych na naszym rynku klasyków europejskiego komiksu stopniowo ulega zawężeniu. W sposób szczególny cieszy, że obok bohaterów takich jak Storm, Druuna i Vasco ta sytuacja dotyczy również osobowości zaistniałych przy walnym udziale Hermanna Huppena – m.in. rycerza Aymara de Bois-Maury, mieszkańców farmy Trzy Szóstki oraz nie mniej zaradnego duetu Jeremiah/Kurdy. Okoliczność, że jeszcze jedno dokonanie tego artysty uzupełnia kolekcje polskich wielbicieli jego talentu może tylko cieszyć. Do dystrybucji trafiło bowiem niedawno pierwsze wydanie zbiorcze serii „Bernard Prince”, dotąd prezentowanej w naszym kraju jedynie symbolicznie (nowelka „Rozbitkowie” w „Świecie Komiksu” nr 2/1998).

Tymczasem to właśnie na kartach tegoż nieprzypadkowo uznanego za klasykę cyklu przyszły autor albumu „Krwawe gody” rozwijał swój talent i warsztatowe umiejętności ewoluując niemal z tomu na tom. Już tylko ta okoliczność to dla odbiorców gustujących w twórczości Ardeńskiego Dzika to niejako wartość dodana albumów zebranych w niniejszym woluminie. Także z tego względu, że za warstwę fabularną „Bernarda Prince’a” odpowiadał Michel Louis Albert Regnier bardziej znany jako Greg, fachowiec od pióra naonczas już przez czytelników rozpoznawany i co najważniejsze doceniany. Można zatem śmiało rzec, że za sprawą tegoż przedsięwzięcia swoje siły połączyło dwóch tytanów frankońskiego komiksu, z których jeden zdążył zdobyć uznanie odbiorców ówczesnej prasy komiksowej („Bernard…” debiutował na łamach tygodnika „Tintin”), drugi zaś dopiero rozpoczynał swój szlak ku sławie i chwale.

Mimo że od zaistnienia tej inicjatywy upłynęło już niemal pół wieku, a przez część odbiorców komiksowych produkcji (zwłaszcza tych gustujących we współczesnych produkcjach wydawnictwa Image) może ona zostać odebrana jako tzw. paździerz, to jednak po lekturze pierwszego wydania zbiorczego „Bernarda Prince’a” znać, że czas obszedł się z tą serią nad wyraz łaskawie. Mamy w niej bowiem do czynienia z trójką wyrazistych, a zarazem wzbudzających sympatie bohaterów: tytułowym Bernardem Prince’em, niedźwiedziowatym w obyciu szyprem Barneyem Jordanem oraz ich nastoletnim pomagierem, wywodzącym się z Subkontynentu Indyjskiego Djinnem. Do tego, jak zresztą przystało na protagonistów fabuł przygodowych doby Złotej Ery frankofońskiej prasy komiksowej, ów „tercet” obieżyświatów zostaje zaangażowany w liczne intrygi rozgrywające się w zróżnicowanych i na ogół egzotycznych sceneriach. Od Afryki równikowej, poprzez Azję Południowo-Wschodnią i Amerykę Środkową, aż po saharyjskie piaski i strzeliste wieżyce Manhattanu – wszędzie gdzie to konieczne (a przy okazji gdzie jest szansa zarobienia na przysłowiowy kieliszek chleba) Bernard i jego niezwodni przyjaciele wplątują się w gąszcz intryg, których nie powstydziliby się nawet najbardziej brawurowi wyczynowcy sensacyjnych fabuł. Świat zdaje się nie mieć dla nich granic, a wyzwania, z którymi zmagają się załoganci „Kormorana” (tj. jednostki morskiej należącej do Bernarda), nadal mają znaczny potencjał, by przekonać nawet najbardziej wymagających czytelników. Skala dynamizmu nie jest może aż tak znaczna, jak w przypadku najbardziej udanych odsłon perypetii Mike’a Blueberry’ego, niemniej do tego pułapu opowieściom w wykonaniu Grega brakuje bardzo niewiele. Zapewne to efekt zarówno talentu i biegłości tego scenarzysty, jak i wymogów redakcji „Tintina” zlecającej wykonanie tej serii. Wszak dysponowanie ograniczoną do kilku (w porywach kilkunastu) stron przestrzenią dla wykazania się swoimi umiejętnościami siłą rzeczy wymuszało maksymalne nasycenie poszczególnych epizodów w istotne dla rozwoju fabuły elementy. Świetnie znać to zresztą w innej wspólnej pracy Grega i Hermanna, publikowanej również u nas serii „Comanche”.

Nie inaczej sprawy mają się także w przypadku „Bernarda Prince’a” i stąd akcja mknie w zawrotnym tempie, a udzielające się na jej stronicach osobowości trudno uznać za bezbarwne. Tytułowy bohater dorobił się zresztą umiejętnie nakreślonych adwersarzy, wśród których na prowadzenie wysuwa się (przynajmniej na etapie pierwszego zbioru) makiaweliczny Generał Szatan. Mimo że brak mu finezji i przenikliwości innego azjatyckiego mistrza zła w osobie Doktora Fu Manchu, to jednak nadrabia on konsekwencją oraz zaangażowaniem i tym samym udatnie przyczynia się do zdynamizowania dramaturgii odsłon serii z jego udziałem. Gwoli ścisłości ów nowy tytuł ze „stajni” wydawnictwa Kurc to nie tylko sensacja i przygoda. To również humor zapewniany m.in. przez barwną postać Barneya Jordana oraz co najmniej kilku innych osobowości dalszego planu (m.in. Brandy’ego i Monkeya – duetu safandułowatych gangsterów). To właśnie ów składnik przyczynia się do okazjonalnego rozładowania napięcia, a zarazem nadaje serii uroku tak charakterystycznego dla najbardziej udanych komiksowych produkcji rynku frankońskiego z czasów jego świetności.

Ciekawostką samą w sobie jest także możliwość zapoznania się z wczesnymi dokonaniami rysownika tej serii, obecnie niekwestionowanego mistrza europejskiego (a de facto światowego) komiksu. Na etapie zebranych tu opowieści daje się co prawda zauważyć nie tyle nieporadność początkującego artysty, ile raczej jeszcze niepełne rozrysowanie. Znać już jednak instynkt tego twórcy w zakresie aranżacji poszczególnych scen oraz konceptów na wizerunki postaci. W odróżnieniu od licznych, współczesnych autorów Hermann już wówczas traktował dalsze plany w kategorii integralnego i ważnego składnika zawartości kadrów. Ta okoliczność przyczynia się do zwiększenia sugestywności świata kreowanego, sytuując młodego Hermanna w nurcie spopularyzowanym przez Jeana Gratona (autora kojarzonego przede wszystkim z serią „Michel Vaillant”). Okazjonalnie daje o sobie również znać tendencja do ujmowania rozrysowywanych form za pomocą tzw. „siankowania”, taktyki plastycznej z czasem coraz częściej użytkowanej przez Hermanna.

Niniejszy, liczący sobie blisko ćwierć tysiąca stron zbiór to nie tylko regularne albumy tej uznanej serii. Zawarto w nim ponadto dwie krótkie formy z udziałem załogi „Kormorana” oraz obszerne wprowadzenie przybliżające okoliczności nawiązania współpracy między Gregiem, a Hermannem. Stąd podobnie jak czytelnicy takich tytułów jak „Bruce J. Hawker” i „Kryształowy Miecz”, także osoby, które skuszą się na lekturę przygód Bernarda Prince’a et consortes, otrzymają kompetentnie rozpisaną wartość dodaną wzbogaconą o reprodukcje fotografii z początkowego okresu realizacji tej serii oraz okładek tygodnika „Tintin” ukazujących wspomnianych bohaterów w trakcie ich burzliwych perypetii.

Krótko pisząc: polska edycja „Bernarda Prince’a” to kolejny dowód, że komiksowy raj (przynajmniej z perspektywy czytelnika) rozkwitł nam już na dobre.

 

Tytuł: „Bernard Prince” księga 1

  • Tytuł oryginału: „Bernard Prince. Intégrale 1”
  • Scenariusz: Michel Greg
  • Rysunki: Hermann Huppen
  • Tłumaczenie z języka francuskiego: Jakub Syty
  • Wydawca wersji oryginalnej: Dargaud-Lombard
  • Wydawca wersji polskiej: Wydawnictwo Kurc
  • Data publikacji wersji oryginalnej (w tej edycji): 8 września 2014 r.
  • Data publikacji wersji polskiej: 24 kwietnia 2017 r.
  • Oprawa: twarda
  • Format: 21,5 x 29,5 cm
  • Papier: kredowy
  • Druk: kolor
  • Liczba stron: 248
  • Cena: 120 zł

Zawartość niniejszego wydania zbiorczego opublikowano pierwotnie w tygodniku „Tintin” oraz albumach „Generał Szatan” (1969), „Grzmot nad Coronado” (1969), „Granica piekła (1970), „Przygoda na Manhattanie” (1971) oraz „Oaza w ogniu” (1972).

Dziękujemy wydawnictwu Kurc za udostępnienie egzemplarza do recenzji. 

Galeria


comments powered by Disqus