„Smerfy”: „Dziwne przebudzenie Smerfa Śpiocha” - recenzja

Autor: Przemysław Mazur Redaktor: Motyl

Dodane: 02-07-2017 22:50 ()


Po chwilowym „odskoku” od głównego nurtu serii, którym okazał się urokliwy „Zakazany Las”, wielbiciele przygód najsłynniejszej kreacji Peyo po raz kolejny mają okazję odwiedzić dobrze znaną wioskę Smerfów. Tam zaś – ujmując rzecz kolokwialnie – same atrakcje i perturbacje, a zatem dzień jak co dzień w radosnej wspólnocie rezolutnych skrzatów. Dość wspomnieć, że Gargamel i jego nieodłączny „chowaniec” Klakier niezmiennie dają o sobie znać, a Papa Smerf nic nie stracił na typowej dlań zaradności i ogólnej zmyślności. I całe szczęście, bo okazji do wykazania się tymi cechami mu nie brakuje.

O ile bowiem w pierwszej z zebranych tu opowiastek (która notabene „użyczyła” tytułu niniejszemu albumowi) nie musi on zbytnio troskać się o bezpieczeństwo swoich podopiecznych, a nawet może sobie pozwolić na podziwianie przejawów ich inwencji z wygodnego fotela, o tyle w kolejnych jego interwencja jest wręcz nieodzowna. W „Pociągu Smerfów” wspominany zły czarownik wykorzystuje przełomową konstrukcje Pracusia w zamiarze spełnienia swego najbardziej upragnionego planu i trzeba przyznać, że także wykazuje się przy tym nie lada sprytem. W historyjce „Smerf i smok” poznajemy Nieśmiałka, który jako jedyny w całej wiosce nie posiada własnego zwierzątka i bardzo chce ten stan rzeczy zmienić. Z kolei „Smerfy strażacy” przybliżają kulisy sformowania tej niewątpliwie przydatnej jednostki oraz kolejnej intrygi ze strony Gargamela. Nieszczególnie urodziwy praktyk szkodliwej magii raz jeszcze daje o sobie znać w końcowej fabule, tj. w „Krecie u Smerfów”. Tak się złożyło, że za sprawą tegoż zwierzątka tytułowe ludki znowu trafiają do murszejącej siedziby swojego największego przeciwnika, a Papa Smerf raz jeszcze zmuszony jest ratować sytuację. W nowelkach nie brak zatem typowych dla tej bajki chwil grozy i suspensu, ale też zarazem humoru i pozytywnego przesłania. Miniaturowa społeczność nigdy się bowiem nie poddaje i pomimo często znacznego niebezpieczeństwa energicznie przystępuje do niwelowania zaistniałych zagrożeń. Odnajdujemy tu zatem stałe dla tworu Peyo mobilizujące przesłanie dosycone wzmiankowanym humorem porównywalnym z najbardziej udanymi epizodami cenionej animacji. Niniejszy album zawiera bowiem opowieści w wykonaniu tego twórcy, przez wielbicieli serii uznawanych za zdecydowanie bardziej udane niż te sygnowane przez jego kontynuatora w osobie Thierry’ego Culliforda.

Natomiast w wymiarze plastycznym mamy do czynienia z realizacją może nie tak efektowną, jak w przypadku wzmiankowanego „Zakazanego Lasu”, ale też i czas zaistnienia „Dziwnego przebudzenia…” miał miejsce blisko trzy dekady temu. Z drugiej strony zarówno zagorzali fani talentu Peyo, jak i wszyscy ci, którzy cenili stylistykę powstałego na bazie jego komiksów serialu telewizyjnego, zapewne docenią finezję i urokliwość form nakreślonych przezeń za pomocą klarownej kreski. Tzw. kolory prosto z tuby dopełniają radosnej aury emanującej z tego komiksu. O dziwo, nawet gdy niekiedy wieje zeń – umowną rzecz jasna – grozą. Stąd zarówno małym, jak i dużym entuzjastom Smerfów wypada polecić tę pozycję z pełnym przekonaniem.

 

Tytuł: „Smerfy”: „Dziwne przebudzenie Smerfa Śpiocha”

  • Scenariusz i rysunki: Peyo
  • Tłumaczenie z języka francuskiego: Maria Mosiewicz
  • Wydawca wersji oryginalnej: I.M.P.S.
  • Wydawca wersji polskiej: Egmont Polska
  • Data premiery wersji oryginalnej: 2 kwietnia 1991 r.
  • Data premiery wersji polskiej: 24 maja 2017 r.
  • Oprawa: miękka
  • Format: 21,5 x 28,5 cm
  • Druk: kolor
  • Papier: offset
  • Liczba stron: 48
  • Cena: 19,99 zł

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.

Galeria


comments powered by Disqus