„Mushishi" tom 8 - recenzja

Autor: Jarosław Drożdżewski Redaktor: Motyl

Dodane: 03-07-2017 14:12 ()


Mając za sobą już siedem tomów mangi takiej jak „Mushishi” trudno napisać o niej coś szczególnie odkrywczego czy spektakularnie innego od tego, co można było wyczytać już wcześniej. Urushibarze nie zależy bowiem na szokowaniu czytelnika, jego ciągłym zaskakiwaniu czy wprowadzaniu do historii nowinek. Jej manga opiera się na czymś zupełnie innym. Opiera się na nieco leniwym, a przy tym bardzo melancholijnym prowadzeniu narracji, w której już przed lekturą czytelnik wie, czego może się spodziewać. I przyznać trzeba, że choć nie jest to na pewno styl, który każdemu przypadnie do gustu, to jednak autorka potrafi robić to nieźle. To pewnie jeden z powodów, dla których tytuł ten powszechnie oceniany jest tak wysoko.

I rzeczywiście na zaledwie dwie części przed końcem tej serii Urushibara ponownie serwuje nam to, co obserwowaliśmy do tej pory. I chyba dobrze dzieje się, że lektura powoli zmierza ku końcowi, bo naprawdę ciężko jest utrzymać uwagę szerszego grona czytelników przy tego typu historiach. Ta jest oczywiście bardzo w porządku, o czym wspominałem już przy okazji każdej z poprzednich recenzji tego tytułu, natomiast jej przewidywalność sprawia, że nawet jeśli jest prowadzona tak dobrze, jak w tym wypadku, może przy dłuższej perspektywie powoli zacząć nudzić. Plusem samego wydawnictwa Hanami, publikującego ten tytuł na naszym rynku, jest to, że wprowadza tak długie przerwy między kolejnymi odsłonami serii.

W ósmym tomie po raz kolejny spotykamy się z wędrującym anonimowym młodzieńcem, pełniącym funkcję „mushihi”, czyli tego, który walczy z bytami zwanymi „mushi”. Te niewidzialne istoty żerują na ludzkich organizmach, dając czasami człowiekowi jakieś nadnaturalne zdolności, ale zawsze wiąże się to z tym, że zakażony w taki czy inny sposób musi za tę obecność „mushi” zapłacić. Tytułowy bohater podróżuje więc z miejsca na miejsce i walczy z tymi bytami, ratując często ludzkie życia. Każda z historii opiera się na tym samym schemacie. Autorka nie zdradza, gdzie toczy się akcja, nie wyjaśnia też, w jaki sposób do danego miejsca trafił mushishi. Rzuca nas ona od razu w wir (choć to może za duże słowo) wydarzeń. Po spełnieniu swojej misji mushishi znika, kończy się rozdział, a za chwilę wszystko zaczyna się od nowa. Ciekawe w całej tej sytuacji jest to, że pomimo tej powtarzalności, a także ogromnej anonimowości bohaterów, o których nie wiemy praktycznie nic – i nie piszę tu tylko o tych postaciach epizodycznych, ale też o samym głównym bohaterze – Urushibara sprawia, że potrafimy przejąć się ich losem. Często bardzo uczciwie im współczujemy czy kibicujemy, aby udało się im wygrać z zamieszkałym w ich ciele pasożytem. Czasami też wzbudzają w nas oni zupełnie inne, równie skrajne emocje, jak choćby radość czy poczucie zwycięstwa sprawiedliwości w momencie ich śmierci jak ma to miejsce w ostatnim rozdziale recenzowanego tomu. „Błotna trawa” (o nim mowa) jest jednym z najmocniejszych dotychczasowych epizodów w tej serii i jestem jakoś dziwnie spokojny, że w różnych czytelnikach wzbudzi ona zupełnie inne uczucia. Siłą tego rozdziału jest bowiem to, że mamy tu ogromne moralne dramaty, które każą nam zadać sobie pytanie, co my byśmy zrobili w danej sytuacji, kto jest winny, kto zasłużył na karę i kto powinien ją wymierzyć. „Mushishi” to właśnie tego typu tytuł, że pod płaszczykiem pozornie mało dynamicznych historii, kryje coś zdecydowanie więcej. Kryje i każe nam zadawać pytania, a „mushi” stają się tak naprawdę odzwierciedleniem ludzkich postaw spotykanych w rzeczywistości. Jeśli ktoś zdecyduje się przebrnąć przez tę bardzo melancholijną serię, sam zobaczy, jak często poszczególne epizody stawiają ważne pytania i poruszają niemalże egzystencjalne kwestie. Wspominałem już o tym wcześniej, ale to tytuł, który w sposób perfekcyjny oddaje specyficznego ducha Japonii i jej kultury.

Epizod „Błotna trawa” jest zaledwie jednym z pięciu, które czytelnik znajdzie w ósmej części i nie ma sensu streszczać każdego z nich z osobna. Warto natomiast wiedzieć, że są one nad wyraz nastrojowe i wymagające. Czytelnik, aby znaleźć w nich odpowiedzi i dotrzeć do zawartego głębszego sensu, musi się skupić i zachować szczególną uwagę. Urushibara nic tym razem nie podaje wyłożonego na tacy. Tym samym lektura ta staje się nie tylko zwykłą prostą rozrywką, ale seansem, w którym możemy się wyciszyć i oddać swego rodzaju kontemplacji (jakby nie dziwnie i patetycznie to brzmiało).

Duża zasługa w tym tego, że ósma część ma taki klimat dzięki rysunkom autorki. Wyjątkowo - nawet jak na nią - oszczędne i stonowane muszą od razu wpędzać czytelnika w melancholię. Urushibara często zostawia na planszach białe puste pola, a drugie tło praktycznie nie istnieje. Wprowadza to spokój i harmonię, która świetnie współgra ze scenariuszem. Narzekać można jedynie czasami na zbyt podobne do siebie postaci. Gdyby nie to, że rozdziały są wyraźnie od siebie oddzielone, moglibyśmy mieć problem z rozróżnieniem poszczególnych bohaterów. Taki jednak jest styl Japonki i trzeba się do niego przyzwyczaić. Bezustannie prawdziwą ucztą dla oczu są kolorowe strony, których łącznie znajdziemy tu kilkanaście. Wykorzystane w nich barwy, malowany styl i „bijący” od nich nastrój od pierwszego tomu zachwyca i wzbudza złość, że człowiek nie może powiesić jednej z nich na ścianie.

Cóż, ósmy tom serii nie przyniósł czytelnikom niczego nowego. Znów otrzymaliśmy elementy znane i poruszane już od czasu pierwszego epizodu i zapewne tak już będzie do końca. I choć wszystko jest już praktycznie wiadome, to tytuł ten ma w sobie taką magię, że cały czas do siebie przyciąga. Podsumowując, muszę napisać to, co przy praktycznie każdej poprzedniej okazji. „Mushishi” to tytuł, który jest niezwykle specyficzny, opiera się na czymś zupełnie innym niż większość pozostałych mang, i nie jest przeznaczony dla każdego, ale ma w sobie to „coś”, co sprawia, że osoba, która zagłębi się w ten świat, nie będzie chciała z niego wyjść i z zaciekawieniem sięgnie po kolejny rozdział. To potrafią tylko najlepsi autorzy.

Dla mnie „Mushishi” jest też fenomenem z dość prywatnego powodu, a mianowicie mimo tej całej powtarzalności i wbrew obawom, które podsiadam przed każdą lekturą, w dalszym ciągu dość łatwo przychodzi mi napisanie kilku zdań na temat kolejnego tomu. Jak wspomniałem we wstępie, trudno pisać coś całkowicie odkrywczego, natomiast Urushibara daje powody do tego, by po lekturze nowej części usiąść do komputera i napisać kilka zdań podsumowania.

 

Tytuł: „Mushishi" tom 8

  • Autor: Yuki Urushibara
  • Wydawca: Hanami
  • Format: 150 x 210 mm
  • Ilość stron: 232
  • Oprawa: miękka
  • Papier: offset
  • Druk: cz-b
  • Data publikacji: 04.2017 r.
  • Cena: 34.90 zł

Dziękujemy Wydawnictwu Hanami za udostępnienie egzemplarza do recenzji.


comments powered by Disqus