Wywiad ze Scottem McCloudem

Autor: Andrzej Nowak Redaktor: Redakcja

Dodane: 24-07-2017 17:28 ()


Zapraszamy do lektury wywiadu z Scottem McCloudem, autorem takich dzieł jak Zrozumieć komiks czy Stwórca.

Paradoks: Pierwszy raz w Polsce?

Scott McCloud: Tak, pierwszy raz chociaż niewiele zobaczyliśmy, dopiero co przylecieliśmy z L.A.

P: Po festiwalu zanosi się na jakieś zwiedzanie?

S: Niestety nie, słyszysz zresztą, jak moja żona się z tego śmieje. Cały czas nabija się, że to taka krótka wycieczka. Wylatujemy, jak tylko skończymy co mamy do załatwienia. Chyba będziemy w powietrzu dłużej niż na ziemi. Śmiech.

P: Studiowałeś ilustracje na uniwersytecie w Syracuse. Jak myślisz, czy w twoim zawodzie bardziej przydała się wiedza ze studiów, czy to czego się sam nauczyłeś?

S: Wydaje mi się, że najważniejsze jest dążenie do wiedzy. Dla niektórych będzie to nauka, jaką ja odbyłem, dla innych będzie to samodoskonalenie się. Wielu twórców komiksowych to samouki, jednak wydaje mi się, że jeśli Cię stać na uniwersytet to będzie to dobre doświadczenie. Dla mnie było. Coraz więcej kursów w szkołach jest o praktycznym tworzeniu komiksów, projektowaniu plansz i jest to odpowiednie. Warto też jednak brać pod uwagę ogół i ideę zawartą w całości pracy. Mam nadzieję, że to też będzie ujęte w takich kursach.

P: Chciałbyś stworzyć własną szkołę dla chcących tworzyć komiksy?

S: W przyszłości pewnie to zrobię na którymś z uniwersytetów. Póki co mam jednak dużo historii do opowiedzenia, a jestem bardzo „powolnym" artystą i moje pomysły często potrzebują lat, żeby dojść do skutku. Dlatego pewnie minie trochę czasu, zanim zostanę nauczycielem.

P: Obecnie coraz więcej szkół i platform internetowych umożliwia odbywanie kursów online. Myślisz, że kursy o robieniu komiksów miałyby sens w ten sposób? Czy jednak potrzeba bezpośredniego kontaktu?

S: Wydaje mi się, że można by stworzyć dobry kurs online. Sam tego nie robię, bo lubię energię, jaką daje nauczanie na żywo. To nie znaczy, że nie uważam, że nie da się stworzyć takiego kursu. Narzędzia są coraz lepsze i doskonalsze, co pozwala śledzić czyjeś postępy. Choćby VR staje się coraz bardziej praktyczny, wydaje mi się, że nauka online stanie się coraz bardziej popularna.

P: Takie kursy mogłyby też objąć więcej osób, które nie mają możliwości wyjechania do większego miasta, żeby wziąć udział w normalnym kursie tego typu?

S: W przyszłości na pewno. Sam nie jestem jeszcze zadowolony z mojego doświadczenia, które mógłbym tak przekazać. Ale myślę, że przyszłościowo jest to dobre rozwiązanie.

P: W jednym z wywiadów, które udzieliłeś, opisałeś się jako „maniaka kontroli". Piszesz i rysujesz swoje komiksy, jednak pracowałeś w DC Comics. Jak to było pracować z osobami, które są decyzyjne wobec twojej pracy?

S: Dla DC pracowałem krótko, około roku. Napisałem komiks z Supermanem dla dzieci. To była zwykła zarobkowa praca, ale zawsze to jakieś szlifowanie warsztatu, możliwość sprawdzenia się, czy współpracy z innymi artystami. Tylko pisałem, kto inny rysował. Faktycznie muszę wszystko kontrolować i tworzenie komiksów w ten sposób nigdy nie byłoby moim głównym sposobem wyrażenia siebie. Natomiast pracując z kimś, wiem, że nie jestem w stanie panować nad wszystkim. Kiedy kończę scenariusz, wysyłam go razem z pewnymi sugestiami do rysownika. Jeśli ich nie posłucha, trudno, nie przejmuję się tym. Gdy coś nie wygląda tak, jak to sobie wyobrażałem, to nie denerwuje się tym. Jednak kiedy robię pozostałą część swojej pracy, większość moich prac... kontroluje wszystko. Tusz, papier, skład muszę mieć pewność, że wszystko jest tak, jak miało być.

P: Kilka lat temu rozmawialiśmy z Alanem Grantem. Wspomniał nam, że przy pracy z Simonem Bisleyem, gdy wysłał mu scenariusz, Simon narysował coś zupełnie innego, bo nie podobało mu się to, co w scenariuszu. To by Cię zdenerwowało?

S: Brzmi jak Simon. Gdybym wiedział wcześniej, z kim pracuje i że ta osoba jest zdolna zrobić coś takiego, pewnie bym to zaakceptował. Artysta, z którym kiedyś współpracowałem - Matt Hazell, tworzy postaci z prostych kresek. Dostał ode mnie scenariusz i zmienił w nim sporo rzeczy, ale zmienił to w dobry sposób. Czuć było, że to jego praca, użył czegoś, co dostał ode mnie i zmienił tak, że stało się jego. Jak najbardziej to akceptowałem.

P: W Internecie pojawiają się opinie, że jesteś dziadkiem komiksu, uważasz się za takiego?

S: Nie, czuje się młodo szczególnie w porównaniu do wielu artystów, którzy byli lata przede mną, choćby Will Eisner, poza tym historia komiksu rozciąga się setki lat wstecz, dlatego jestem dość młody, pomimo że już jestem po pięćdziesiątce. Wydaje mi się, że są osoby, które myślą, że ja byłem od początku, nie jestem dziadkiem, a raczej tym szalonym wujkiem.

P: Co sądzisz o zmianach w języku komiksu na przestrzeni lat? Czujesz się swobodniej, opowiadając historię teraz czy gdy zaczynałeś tworzyć?

S: Teraz jest najlepszy czas, by tworzyć komiksy. W Stanach, gdzie pracuje, forma stała się bardziej zróżnicowana niż była kiedykolwiek. Przemysł się rozwija cały czas i też jest coraz bardziej dostępny i zróżnicowany. Wydaje mi się, że jest więcej możliwości odniesienia sukcesu niż kiedyś. Podoba mi się to, co dzieje się w powieściach graficznych, komiksach dla dzieci, są nawet dobre komiksy o superbohaterach, także jest to dobry czas.

P: Niektóre aplikacje do czytania komiksów np. Comixology wprowadziły tryb czytania „panelview", który kadr po kadrze pokazuje Ci komiks. Co sądzisz o takim rozwiązaniu?

S: Nie jestem wielkim fanem tego podejścia, ale w kwestii czytania cyfrowo ludzie bardzo wolniej adaptują się do możliwości, które oferują im ekrany. Sam jestem od dłuższego czasu odcięty od tej „sceny". Przez dłuższą chwilę żyłem otoczony drukiem. Moim zdaniem zajmie to więcej czasu, żeby ludzie przywykli do nowej technologii. Może byłem zbyt niecierpliwy, gdy zaczynałem z tym swoją przygodę, niedługo pewnie wrócę do czytania w ten sposób.

P: Chciałbyś z kimś współpracować w przyszłości?

S: Raczej nie, może się to zdarzyć w przyszłości. Jedną formą, którą rozważam jest adaptacja. Wtedy najczęściej współpracujesz ze zmarłym (śmiech). Adaptujesz istniejącą już pracę na język komiksu. Myślałem o Szekspirze albo o "Queen's Gambit" Waltera Tevisa. Pewnie są jeszcze jakieś. Ale lubię kontrolę, więc wolę sam pisać i rysować swoje prace w najbliższej przyszłości.

P: W takim razie, jaka będzie twoja najbliższa praca?

S: Będzie dotyczyć komunikacji wizualnej. Każdego jej aspektu, od grafik informacyjnych, prezentacji w powerpoincie do animacji.

P: Wiele osób traktuje Cię jako nauczyciela, wykładowcę. Jak to było znów opowiadać historię przy "Stwórcy"?

S: Bardzo odświeżające, po prostu siedzieć i tworzyć. Chociaż patrzę na to również bez pasji z podejściem akademickim, zastanawiam się jak zmienić strukturę itd. Ciągle mam naukowe podejście do tego. Staram się używać tego naukowego podejścia do ulepszania swoich prac.

P: Czy tworzysz swoje komiksy cyfrowo, czy raczej klasycznie?

S: Przez ostatnie 18 lat wszystkie moje komiksy powstawały cyfrowo. Zero papieru i tuszu. Każdy musi znaleźć swoją metodę. Wiem, że dla wielu artystów papier i tusz zawsze będą ważniejsze. Ja do nich nie należę, częściowo przez to, że moje rysunki nie są zbyt naturalne, nie mam wielkich umiejętności, jeśli chodzi o rysowanie. Z tego powodu nie jestem zadowolony z moich rysunków i muszę je ciągle poprawiać. Cyfrowo mogę to łatwo zrobić, powiększać, obracać, przesuwać. Mówię, że mam nieutalentowane ręce, ale wprawne oko. Nie jestem w stanie zrobić dobrego rysunku od razu, jednak wiem i widzę, co muszę poprawić.

P: I na zakończenie, jaka jest twoja ulubiona onomatopeja?

S: Hmmm, chyba moją ulubioną onomatopeją była ta stworzona przez Moebiusa. To straszne, ale nie pamiętam, jak ona brzmiała, ha ha. Była postać, która szła przez błoto i... O już wiem, to było FLOK. I wtedy pomyślałem, że to idealne określenie na dźwięk buta wyciąganego z błota. Co do rysowania, nie wiem, które lubię najbardziej. Ciężko mi wybrać jeden konkretny hmm... W „Stwórcy" moim ulubionym efektem były onomatopeje w tle zbliżającego się metra. Głównie to były „b" i „k" w linii. Grube i ściśnięte narysowane w tle, które miałyby przekazać hałas nadchodzącego wagonu.

P: Dziękujemy za wywiad!

S: Również dziękuję!

 


comments powered by Disqus