„Miracleman: Złota Era" - recenzja

Autor: Tomasz Kleszcz Redaktor: Motyl

Dodane: 04-10-2017 22:25 ()


W 2016 roku w Polsce ukazał się Miracleman pióra Alana Moore'a. Ten genialny, przełomowy i nawet dziś niezwykle oryginalny tytuł przeszedł, jak się wydaje, bez należytego mu rozgłosu, nie pojawiając na listach top tytułów. W tym roku wydawnictwo Mucha zdecydowała się na wydanie kolejnej odsłony przygód jednego z najbardziej nietuzinkowych superbohaterów.

Zanim czytelnik sięgnie po Złotą Erę, warto, a nawet trzeba zapoznać się z pierwszą dostępną publikacją o tym istotnym, chociaż wciąż dość mało znanym w komiksowym światku herosie. Gaiman rozpoczyna bowiem tam, gdzie zakończył Moore. Miracleman objął opiekę nad światem. Sprawuje ją z Olimpu, wielkiej budowli wzniesionej na zgliszczach tego, co pozostawił po sobie Johnny Bates. Świat znacząco się zmienił, utopia stała się faktem. Nie ma już wojen, nie ma niesprawiedliwości, a żywe wcielenie Boga słucha próśb swoich wiernych wyznawców, czasem jakieś nawet spełniając. Rzeź, do której doprowadził Kid Miracleman, jest wciąż żywa w świadomości mieszkańców Londynu. Mimo to on także stał się obiektem kultu, czczonym przez wiernych. Sytuacja dość cyniczna, ale jakże wiele mówiąca o ludzkiej naturze.

Tak naprawdę Złota Era to opowieść o zwykłych ludziach właśnie i ich reakcji na świat, w którym przyszło im żyć. Heros w błękitnym trykocie prawie się nie pojawia, a jego kwestie ograniczają się do zaledwie kilku zdań, skondensowanych do jednej strony pod koniec lektury. Narracja snuje się powoli, skupiając się wokół kilku kluczowych postaci. Gaiman stara się wyeksponować emocje i wprowadzić czytelnika w nastrój, w którym znajdują się bohaterowie, co w wielu przypadkach całkiem dobrze mu wychodzi. Niemniej w zestawieniu z Miraclemanem wydanym w 2016 roku praca Brytyjczyka prezentuje się wyraźnie słabiej i nie dostarcza tak silnych odczuć, jak pierwszy kontakt z błękitnym superbohaterem. Ma się w trakcie lektury wrażenie, że scenarzysta cały czas przygotowuje pod coś grunt, docierając jednak do końca albumu, to coś okazuje się nieuchwytne, a przedstawione wydarzenia nie stanowią elementów precyzyjnie zaplanowanej układanki. Brakuje katharsis, tego czegoś, co wywoła błysk, rozjaśniający zabłąkane myśli, powodujący, że wszystko wskakuje bezbłędnie na swoje miejsce.

Na wysokości zadania niewątpliwie stanął Mark Buckingham. Na zbiór składa się sześć albumów i każdy z nich wykonany jest w innej technice. Mamy do czynienia m.in. z kolażami, użyciem fotokopii, tradycyjną ilustracją komiksową czy malarstwem. Artysta radzi sobie całkiem dobrze w każdej sytuacji, co sprawia duże wrażenie i choćby z tego powodu warto sięgnąć po omawianą pozycję. Okładka zdobiąca album, jak i inne materiały zamieszczone m. in. w dodatkach dają czytelnikowi wrażenie obcowania z czymś wybiegającym poza klasyczne ramy komiksu.

Złota Era jest niewątpliwie komiksem ambitnym, pokazującym, że to medium ma w sobie nieograniczony potencjał. Niemniej jest to komiks wyraźnie mniej istotny i niewnoszący do gatunku tak wielkiego ładunku emocjonalnego i nieuderzający już z taką siłą rażenia jak poprzednik. Pozycja warta zainteresowania pochłaniaczy popkultury, którzy uważają, że powieści graficzne to medium gorszej jakości. Pozycja godna polecenia dla czytelników, którzy szukają w komiksach czegoś więcej niż tylko rozrywki. Wreszcie pozycja wręcz obowiązkowa dla wszystkich, dla których Miracleman stał się istotną postacią w panteonie superherosów. Warto mieć na półce.

 

Tytuł: „Miracleman: Złota Era"

  • Scenariusz: Neil Gaiman
  • Rysunki: Mark Buckingham
  • Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
  • Wydawnictwo: Mucha Comics
  • Data publikacji: 20 września 2017 r.
  • Liczba stron: 192
  • Format: 168x257 mm
  • Oprawa: twarda
  • Papier: kredowy
  • Druk: kolor
  • ISBN 978-83-61319-93-1
  • Wydanie pierwsze
  • Cena okładkowa: 75 zł

  Dziękujemy wydawnictwu Mucha Comics za udostępnienie egzemplarza do recenzji. 

Galeria


comments powered by Disqus