„Gnat” tom 2: „Kant kontratakuje, czyli przesilenie” - recenzja

Autor: Damian Maksymowicz Redaktor: Motyl

Dodane: 21-10-2017 17:08 ()


„Kant kontratakuje, czyli przesilenie” to tom stojący na rozdrożu. Lewa droga to slapstickowa komedia, a prawa to fantasy pokroju „Władcy Pierścieni”, czy „Gwiezdnych Wojen”. Powoli przygotowując na mroczniejszy finał, autor stara się jednocześnie nie pozbawić nas humoru, za który wielu pokochało „Gnata”. Nie zawsze mu się to udaje i mimo zmieniającego się klimatu, nietrudno zauważyć, że stoi w fabularnym rozkroku. Nadal najwięcej uśmiechu dostarcza dziwna para szczurostworów i mimika Gnatów. Próżno tu jednak szukać humoru na skalę „Wielkiego krowiego wyścigu” z jedynki.

Na duży plus zasługuje rozwój postaci. Z Gnatów, Chichot nie odgrywa przez cały czas roli wioskowego głupka, a Chwat pokazuje zaskakująco duże, jak na tak małego stworka pokłady odwagi i lojalności. Jedyną stałą w zmieniającym się świecie jest Kant Gnat. Tym razem zamiast na Chwacie Smith skupia się na najbardziej niesympatycznym mieszkańcu Gnatowa. Przebiegłość tego „Sknerusa bez skrupułów” żerującego na naiwności prostego ludu jest tym bardziej komiczna, gdy te akcenty nie są podkreślone humorem graficznym. Scena, gdy dowiadujemy się, dlaczego siły zła chcą dorwać Kanta, są perfekcyjnym przejściem z mrocznego w śmieszne, momentem gdzie ten klimatyczny dwugłos wreszcie brzmi spójnie. O prawdziwej artystycznej wirtuozerii Smitha wciąż świadczy to, jak wiele emocji potrafi oddać za pomocą tak małej liczby kresek, z jakiej składa się trójka kuzynów.

Największą przemianę przechodzi Zadra, będąca „wybranym” - zgodnie z kliszami fantasy. Wbrew wcześniejszym domysłom to ona, a nie Gnatowie jest kluczowym pionkiem na planszy. Chwat spada do roli towarzysza Zadry, stając się Samem dla jej Froda. Z kolei Babcia Ben to Ben Kenobi w spódnicy. Klisz fabularnych z trylogii Tolkiena i gwiezdnej sagi Lucasa jest z resztą więcej. Wszystko to brzmi znajomo: nadciągające „wielkie zło” (w postaci Władcy Szarańczy), jego heraldzi zbierający armie i napadający na Dolinę, sekrety z przeszłości i proroctwa mogące odmienić losy świata. Jak już czerpać, to od najlepszych. W żadnej mierze to nie przeszkadza, gdyż Smith nie kopiuje tych elementów jeden do jednego. Czerpie z kulturalnego tyglu, jak inni przed nim i dodaje swoje własne elementy - koncepty świata rzeczywistego i świata snu.

Drugi tom „Gnata” usilnie stara się znaleźć swoją tożsamość, zamiast zaakceptować, że tak jak kuzyni, każda część może być inna, a mimo to dobrze ze sobą współgrać. Problem leży właśnie w szukaniu, bo w „Kant kontratakuje…” ciągle ktoś kogoś szuka. Jest to powodem scen pełnych zarówno napięcia, jak i humoru, ale sam motyw jest przeciągany na siłę i tylko to powstrzymało mnie od przeczytania tego liczącego 400 stron tomiszcza za jednym posiedzeniem. Zdecydowanie lepiej dawkować sobie ten komiks, dzięki czemu nie odczujecie sinusoidalności dramaturgii.

„Gnat” wciąż jest komiksem, który trzeba znać i mieć. Wymienione przeze mnie wady nie sprawiają, bym ośmielił się go komukolwiek odradzić. „Kant kontratakuje” to naprawdę dobry komiks, choć nie aż tak jak „Dolina, czyli równonoc wiosenna”.

Tytuł: „Gnat” tom 2: „Kant kontratakuje, czyli przesilenie” 

  • Scenariusz: Jeff Smith
  • Rysunki: Jeff Smith
  • Przekład: Jacek Drewnowski
  • Wydawca: Egmont
  • Data publikacji: 20.09.2017 r.
  • Oprawa: twarda
  • Objętość: 408 stron
  • Format: 170x260
  • ISBN: 978-83-281-1984-0
  • Cena: 99,99 zł

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.

Galeria


comments powered by Disqus