„Flash” tom 1: „Piorun uderza dwa razy” - recenzja

Autor: Przemysław Mazur Redaktor: Motyl

Dodane: 08-11-2017 22:32 ()


Mimo że polscy czytelnicy nie mieli sposobności zapoznać się z całością solowej serii poświęconej Flashowi w okresie „Nowego DC Comics!” (do kompletu zabrakło czterech wydań zbiorczych), to jednak ów cykl został na naszym gruncie całkiem nieźle rozpoznany. Uczciwie trzeba przyznać, że w kontekście fabuł zebranych m.in. w albumach „Rebelia Łotrów” oraz „Inwazja Goryli” zachwytów nie było. Nie szczędzono natomiast pochwał pod adresem Francisa Manapula i Briana Buccelatto jako autorów warstwy plastycznej tego przedsięwzięcia. Zasadne zatem jest pytanie, jak poradził sobie nowy zespół twórców, którym powierzono kreowanie losów Najszybszego Żyjącego Człowieka wraz z „Odrodzeniem” uniwersum DC…

Tym razem miast obu wspomnianych twórców w roli scenarzysty odnalazł się Joshua Williamson, równie chętnie współpracujący z głównymi rynkowymi graczami („Voodoo” dla DC Comics, „Illuminati” dla Marvela), jak i mniejszymi wydawnictwami („Captain Midnight” z oferty Dark Horse oraz chwalony „Birthright” pod szyldem Image). Tyle że miast przygód mniej znanych osobowości powierzono mu postać z pierwszego szeregu wspomnianego uniwersum. Do tego w okresie wzmożonej popularności Flasha, jako że już niebawem ujrzymy go na wielkim ekranie u boku filmowych emanacji m.in. Wonder Woman, Supermana i Batmana, a na zlecenie stacji telewizyjnej The CW realizowane są kolejne sezony serialu z udziałem obrońcy Central City. Oczekiwania co do jakości skryptów były zatem niemałe, tym bardziej że jak wyżej zasygnalizowano duet Manapul/Buccelatto (a także kontynuujący po nich serię „Flash vol.4” m.in. Van Jensen) nie zawsze trafiali w gusta czytelników. Przynajmniej na etapie zbioru „Piorun uderza dwa razy” (dodajmy, że całkiem obszernego, bo liczącego sobie blisko dwieście stron) można zaryzykować twierdzenie, że w dużej mierze Williamson spełnił pokładane w nim nadzieje.

Z pozoru w życiu Barry’ego Allena niewiele się zmieniło. Niezmiennie jest on cenionym technikiem laboratoryjnym policji Central City, incognito aktywnym obrońcą tej metropolii znanym jako Flash. Wydarzenia przybliżone w albumie „Uniwersum DC: Odrodzenie” nie mogły jednak pozostać bez wpływu na tytułowego bohatera. Wszak to właśnie wówczas miał on sposobność napotkać swego przyjaciela, pomocnika i następcę w osobie Wally’ego Westa, przemierzającego nieskończone quasi-przestrzenie tzw. Mocy Prędkości. Stąd oględnie rzecz ujmując, nic już nie mogło pozostać takie jak wcześniej i tym samym także losy Barry’ego potoczył się nico odmienionym nurtem. Trudno orzec, jak wiele z tym wspólnego miała osobliwa burza, do której doszło nad Central City. Pewne jest natomiast, że w jej efekcie łączność z Mocą Prędkości (a co za tym idzie zdolność do przemieszczania się z ogromnymi prędkościami) zyskali liczni mieszkańcy wspomnianej aglomeracji. W ich gronie znalazł się również August Heart, detektyw miejscowej policji, a prywatnie dobry kolega Barry’ego, który prędko decyduje się wykorzystać swoje nowe możliwości do wspierania Flasha. Wyzwań bowiem jak zwykle nie brakuje, zwłaszcza że już tylko konieczność ogarnięcia problemu nowych dysponentów Mocy Prędkości okazuje się dla wiecznie zabieganego Allena nie lada wyzwaniem. Nie dość na tym wyjątkowo kłopotliwa okazuje się grupa terrorystyczna znana jako Czarna Dziura, której lider zdaje się zainteresowany czymś dalece mniej trywialnym niż zasoby lokalnych banków. Dodajmy do tego ciągnące się za Barrym tzw. cienie przeszłości oraz zarówno dawne, jak i nowe wyzwania natury sercowej, a otrzymamy konglomerat licznych motywów i wątków składających się na przekonujący świat przedstawiony.

Jak już bowiem wyżej wspomniano, przynajmniej w przekonaniu piszącego te słowa jak na razie Williamson udowodnił, że wybór jego osoby na scenarzystę tej serii był uzasadniony. Można mniemać, że przynajmniej wobec niektórych rozwiązań fabularnych zgłaszane będą obiekcje, być może zresztą na swój sposób sensowne (np. w kontekście swoistej „nadprodukcji” osób połączonych z Mocą Prędkości). Trudno jednak nie dostrzec co najmniej dwóch czynników, które świadczą na korzyść pracy wykonanej przez Williamsona. Po pierwsze uporał się on z liczną obsadą tej opowieści, rozpisując dla ważniejszych spośród ich grona przekonujące charakterystyki i motywacje. Po drugie (i jeszcze ważniejsze) zdołał tchnąć w uniwersum Flasha, eksploatowane przecież od dziesiątków lat przez tak sprawnych twórców, jak Mike Baron, Mark Waid i Geoff Johns, całkiem sporo autorskiej świeżości. Zresztą już tylko wzbogacenie galerii adwersarzy Najszybszego Żyjącego Człowieka o postać Godspeeda można śmiało poczytać temuż autorowi w kategorii niebagatelnego wyczynu. A to tylko jedna z innowacji wkomponowanych w ramy tegoż fikcyjnego świata z inicjatywy rzeczonego twórcy. Najwyraźniej bowiem nie zamierzał on kontentować się tylko i wyłącznie dziedzictwem swoich poprzedników.

Nieco zawiedzeni mogą poczuć się natomiast zwolennicy taktyki plastycznej wdrażanej przez zespół kierujący serią w okresie „Nowego DC Comics!”. W istocie stylistyka zaproponowana zarówno przez Carmine di Giandomenico (wcześniej aktywny m.in. przy produkcji mini-serii „Spider-Man: Noir”), jak i jego zmiennika Felipe Watanabe („Justice League of America vol.5”, „Cyborg vol.1”) znacząco różni się od metody ilustracyjnej zaproponowanej przez Manapula i Buccelatto, skłaniających się ku częstemu operowaniu plamą niwelującą kontur. Tymczasem w przypadku plastyków „odrodzonego” cyklu „Flash” znać skłonność do wyrazistej linearności oraz umiarkowanej, acz łatwo przez czytelnicze oko uchwytnej geometryzacji form. W wizerunku Flasha (a przy okazji również pozostałych „odbiorców” zasobu Mocy Prędkości) znać inspirowaną ekranowym wizerunkiem tego protagonisty innowację przejawiającą się kłębiącymi się wokół niego wyładowaniami elektrycznymi. Pozornie prosty, acz efektowny zabieg formalny (notabene stosowany już w dobie „Nowego DC Comics!”, choć nie na aż taką skalę) wprowadza do oprawy wizualnej dodatkowy element ją dynamizujący. Główny rysownik serii nie ma też większych problemów z właściwym oddaniem emocji rozrysowywanych postaci. Stąd warto dać szansę tej produkcji również ze względu na nieco odmienny od poprzedniej serii ze „Szkarłatnym Sprinterem” w roli głównej styl rysunku, acz również fachowo wykonany.

Gwoli ścisłości nie wszystkie zasygnalizowane w niniejszym tomie wątki sprawiają wrażenie kompatybilnych z resztą fabuły, a niektóre z zastosowanych rozwiązań fabularnych – jak choćby w kontekście odmienionego według współczesnych trendów Wally’ego Westa – wydają się dyskusyjne. Nie zmienia to faktu, że z dotąd zaprezentowanych w ramach „Odrodzenia” serii, „Flash” prezentuje się jako jedna z najsolidniej realizowanych, a co za tym idzie dobrze rokująca na okazję jej kolejnych odsłon.

 

Tytuł: „Flash” tom 1: „Piorun uderza dwa razy”

  • Tytuł oryginału: „The Flash Vol.1: Lighthing strikes twice”
  • Scenariusz: Joshua Williamson
  • Szkic i tusz: Carmine Di Giandomenico, Neil Googe, Felipe Watanabe, Andrew Currie, Oclair Albert
  • Kolory: Ivan Placencia
  • Tłumaczenie z języka angielskiego: Tomasz Kłoszewski
  • Redakcja merytoryczna: Tomasz Sidorkiewicz
  • Wstęp: Małgorzata Chudziak
  • Wydawca wersji oryginalnej: DC Comics
  • Wydawca wersji polskiej: Egmont Polska
  • Data publikacji wersji oryginalnej: 24 stycznia 2017 r.
  • Data publikacji wersji polskiej: 25 października 2017 r.
  • Oprawa: miękka ze „skrzydełkami”
  • Format: 17 x 26 cm
  • Druk: kolor
  • Papier: kredowy
  • Liczba stron: 192
  • Cena: 39,99 zł

Zawartość niniejszego wydania zbiorczego opublikowano pierwotnie w miesięczniku w wydaniu specjalnym „The Flash: Rebirth vol.2” nr 1 (sierpień 2016) oraz „The Flash vol.5” nr 1-8 (sierpień-grudzień 2016).

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.

Galeria


comments powered by Disqus