„Star Wars”: „Klasyczne opowieści 1” - recenzja

Autor: Jedi Nadiru Radena Redaktor: Motyl

Dodane: 23-01-2018 22:54 ()


Kiedy oficyna De Agostini ogłosiła, że planuje w Polsce wydać swoją kolekcję komiksów Star Wars z Legend, przecierałem oczy ze zdumienia. Do tej pory zbiór liczący 70 tomów pojawił się w kilku krajach na świecie, m.in. we Włoszech czy Meksyku i z tego, co się orientuję, odniósł tam sukces. Problem w tym, że w Polsce większość zawartości kolekcji została już wydana przez Egmont jak nie w ramach regularnych serii (co spotkało np. „Mroczny czasy”), to w pojedynczych tomach cyklu Legendy. Co więcej, ten cykl jest wciąż wydawany naprzemiennie z komiksami z nowego kanonu, solidnie obciążając budżety fanów zainteresowanych gwiezdnowojennymi historiami obrazkowymi. Czy w tej sytuacji pojawienie się kolekcji De Agostini ukazującej się co dwa tygodnie (!) przy cenie ok. 40 zł. za sztukę ma komercyjne uzasadnienie? Szczególnie jeśli rozpoczyna się ona pierwszymi i zarazem najgorszymi komiksami Star Wars w historii?

Zanim zacznę omawiać „Klasyczne opowieści 1”, jak De Agostini zatytułowało tom pierwszy, trzeba nieco przybliżyć historię tych komiksów i wyjaśnić, co się kryje za słowem „najgorsze”. W latach 1977-1986 licencję na ich wydawanie miał, podobnie jak to jest teraz, Marvel. W tym czasie powstało 107 zeszytów, w których oprócz kilkunastu numerów będących adaptacjami epizodów Klasycznej Trylogii, zawarły się jedne z pierwszych nie-filmowych opowieści Star Wars tworzących Expanded Universe, czyli dzisiejsze Legendy. Obecnie te komiksy są powszechnie uważane przez fanów za straszliwe ramotki – fatalnie oddają klimat odległej galaktyki, mają pełno wydumanych pomysłów i postaci, a przy tym nie trzymają się konwencji Star Wars. Także rysunki i kolory słabo wytrzymały próbę czasu. O ile nie jesteście fanami komiksowej stylistyki lat 70. w wydaniu popkulturowym, prawdopodobnie na ich widok uciekniecie w popłochu. Mając to wszystko na uwadze, w moich recenzjach „Klasycznych opowieści” postaram się być możliwie jak najbardziej wyrozumiały dla tej iście campowej wariacji Star Wars, odległej od jej rzeczywistego wizerunku.

Pierwszy tom dzieli się w zasadzie na dwie części, pierwsza zawiera adaptację „Nowej nadziei”, a druga oryginalne historie wymyślone przez ówczesnych marvelowskich scenarzystów. Komiksowa wersja filmu powstała na podstawie scenariusza i wizualnych materiałów promocyjnych, dlatego zawiera mnóstwo rozbieżności – wygląd statków w większości się nie zgadza, miecze świetlne Jedi mają czerwone ostrza, by nie wspomnieć o wizerunku Jabby. No właśnie, skąd Jabba, zapytacie, skoro nie było go pierwotnie w Epizodzie IV? Stąd, że w komiksie znajdziemy kilka scen usuniętych z filmu, jak na przykład całą historię Luke’a przed pojawieniem się piaskoczołgu Jawów przed jego domem. Całościowo adaptacja wcale nie wypada źle, chociaż są takie scenki, które szczególnie z dzisiejszego punktu widzenia są dziwne – jak aż dwa pocałunki Lei i Luke’a, oba w usta, nie policzek.

Po obrazkowej „Nowej nadziei” dostajemy sześć zeszytów, których nie da się czytać bez odpowiedniego przygotowania mentalnego. Jesteście przygotowani? Ja, mimo wcześniejszej znajomości tych komiksów, nie byłem. W tych kilku komiksach poznajemy przerośniętego zielonego królika, strzelającego kolcami koto-jeża, blondwłosą najemniczkę w czerwonym bikini i zakutego w renesansową zbroję Don-Wana Kichotana z mieczem świetlnym. Ale to jeszcze nie wszystko! Wszystkie wyżej wspomniane postaci występują w gwiezdnowojennej komiksowej wersji „Siedmiu samurajów” – główny wątek jest niemal wierną kopią założeń tego klasycznego filmu Akiry Kurosawy. Oprócz tej rozciągniętej na trzy zeszyty historii dostajemy jeszcze trzy opowiastki. Pierwszą z nich jest krótka przygoda Hana i Chewiego, którzy muszą odstawić martwego borga (skrót od cyborga, zbieżność z nazwą nieistniejącej jeszcze cywilizacji Borg ze „Star Treka” przypadkowa) na cmentarz, odganiając się od zabobonnych wieśniaków. Dwie pozostałe doczekają się kontynuacji w kolejnym tomie, a dotyczą poszukiwań nowej bazy Sojuszu przez Luke’a i pirata Karmazynowego Jacka, który najpierw ukradł Hanowi Solo jego nagrodę za uratowanie Lei, a potem... sam porwał księżniczkę.

Specjalnie nie oceniam fabuły drugiej połówki „Klasycznych opowieści” – powyższy opis mówi wszystko, co musicie wiedzieć na temat gwiezdnowojennych komiksów Marvela z lat 70. Jeśli już w tym momencie uznaliście, że to nie jest coś dla Was, absolutnie nie będę Was za to winił. To kwintesencja campowości tego okresu, włącznie ze wspomnianymi odwołaniami do innych dzieł kultury. Fani, którzy są w stanie to zaakceptować, być może będą się świetnie bawić, czytając „Klasyczne opowieści” – reszta zapewne będzie chciała jak najszybciej odłożyć ten komiks na półkę, jeśli nie od razu wyrzucić do kosza.

Podobnej tolerancji wymagają rysunki. Zanim do komiksów wkroczyła grafika komputerowa, co stało się w ostatniej dekadzie zeszłego stulecia, kolorysta nakładał barwy ręcznie. Z tego powodu wiele postaci ma stosunkowo jednolite ubrania, kolory czasem wychodzą poza krawędzie kresek, a czarne z założenia elementy są zawsze niebiesko-czarne – nie należy się zatem dziwić, że Darth Vader jest bardziej niebieski niż czarny. Tak czy inaczej, kolory są raczej ubogie, jaskrawe i przez to zwykle dziwaczne. Po kresce też nie należy oczekiwać cudów. Rzadko jest szczegółowa, natomiast często wykoślawia sylwetki bohaterów. Tylko na kilku kadrach twarze postaci filmowych wyglądają tak, jak wyglądać powinny – przez większość czasu rozpoznajemy je tylko za sprawą ubioru.

Wiecie już, jak wyglądają „Klasyczne opowieści 1”. Wiecie już, czego oczekiwać, na co się nastawiać. A jeśli nie jesteście wciąż przekonani, czy pierwsze gwiezdnowojenne komiksy Star Wars w historii są dla Was, to zachęcam do ich kupienia. Pierwszy tom kolekcji jest dostępny w cenie wynoszącej zaledwie 15 złotych – a mówimy tu o znakomitym wydaniu w twardej okładce, liczącym ponad 190 stron. W najgorszym wypadku zrobicie to, o czym napisałem dwa akapity wyżej.

 

Tytuł: Star Wars: Klasyczne opowieści 1

  • Scenariusz: Roy Thomas, Don Glut, Archie Goodwin
  • Rysunki: Howard Chaykin, Stevie Leialoha, Rick Hoberg, Bill Wray, Frank Springer, Tom Palmer, Alan Kupperberg, Carmine Infantino, Terry Austin
  • Tłumaczenie: Grzegorz Gryc, Katarzyna Dwornik
  • Wydawca: De Agostini
  • Data publikacji: 03.01.2018 r.
  • Liczba stron: 192
  • Okładka: twarda
  • Papier: kreda
  • Druk: kolorowy
  • Cena: 14,99 zł

Dziękujemy wydawnictwu De Agostini za udostępnienie egzemplarza do recenzji. 


comments powered by Disqus