„Wszechksięga” - recenzja

Autor: Jarosław Drożdżewski Redaktor: Motyl

Dodane: 03-06-2018 22:33 ()


Tomasz Grządziela dał się poznać jako autor, który odnajduje się w różnorakich konwencjach. Nie ma znaczenia, czy jest to szalona podróż tramwajem, czy wzruszająca historia o chorym dziecku. Za każdym razem jego prace są wyborną dawką komiksowej rozrywki. Tym razem „Spell” zmierzył się z jeszcze innym tematem i po raz kolejny zrobił to ze znaną mu precyzją i lekkością. Efektem jest „Wszechksięga” - jeden z najlepiej wydanych komiksów tego roku.

O „Wszechksiędze” autor wspomniał podczas ubiegłorocznego MFKiG w Łodzi i już wówczas można było spodziewać się, że będzie to coś wielkiego, czego do tej pory Grządziela w swoim portfolio nie miał. I rzeczywiście graficznie jest to rzecz wyjątkowa. Rzecz, do której czytelnik będzie wracał wielokrotnie i która zapadnie w jego pamięci na długo. Otóż bowiem „Spell” komiks genialnie wystylizował na średniowieczne księgi bogato zdobione i pieczołowicie przygotowywane ręcznie. Począwszy od formatu i okładki poprzez poszczególne plansze, aż po wykorzystane liternictwo. Żaden z elementów nie pozwala mieć złudzeń co do tego, z jakim komiksem mamy do czynienia. Zdobione ramki kadrów, wykorzystane perspektywy, z których ukazuje on poszczególnych bohaterów czy nawet ogólny zamysł całej tej graficznej układanki jest czymś wyjątkowym w polskim komiksie i bez wątpienia prezentuje się wyśmienicie. Efekt ten jeszcze mocniej oddziałuje na czytelnika dzięki wielkiej pracy wykonanej przez wydawcę, który nie oszczędzał na tej publikacji i efektem tego jest wyjątkowa fakturowana oprawa (rodem ze średniowiecznych ksiąg) czy dobrej jakości (i o dużej gramaturze) papier. Każdy z tych elementów oddzielnie jest tylko drobnym szczegółem, natomiast jeśli połączy się je wszystkie, otrzymuje się coś wybornego, otrzymuje się „Wszechksięgę”. Autor zdecydowanie zasłużył na taką publikację choćby z uwagi na to, jak sprawnie żongluje on stylistyką, w której się porusza. Raz jego kadry przypominają obrazy umieszczane na kościelnych witrażach, innym razem mamy całostronicowe plansze z ogromem detali, a na jeszcze innej stronie widzimy rysunki, które bez wątpienia mogłyby być wykorzystane w księgach ze średniowiecza. Cóż, graficznie najnowsza propozycja Grządzieli wywołuje mój zachwyt.

Komiks to jednak nie tylko rysunek, ale i historia, którą autor ma nam do opowiedzenia. Dotychczasowe komiksy Grządzieli stały (w mojej opinii) na bardzo wysokim poziomie i zapewniały naprawdę świetną rozrywkę. Stąd też moje ogromne oczekiwania przed lekturą „Wszechksięgi”. Zamysł scenariusza może nie był przesadnie oryginalny, ale znając to, co do tej pory tworzył autor, można było przypuszczać, że będzie to „jego”, że nie będzie to tylko kolejna kopia historii o końcu świata. Tak, bo właśnie m.in. o zbliżającej się apokalipsie traktuje ta historia. Niejaki Fulgrim władający swoim królestwem, w tym grupą coraz bardziej niezadowolonych z jego rządów poddanych postanawia uratować od katastrofy swoje włości. Nie jest to jednak takie łatwe, szczególnie gdy z nieba (dosłownie) spada jeden z wojaków wysłanych przez niego na misję. Pytanie, czy w takich okolicznościach Fulgrim dokona niemożliwego i powstrzyma to, co nieuchronne? Chwilę wcześniej wspomniałem o tym, że można było liczyć na niebanalne rozwiązania zaprezentowane przez twórcę. W pewnym sensie oczekiwania te zostały spełnione choćby z tego względu, że „Wszechksięga” przepełniona jest lekkością i żartami. Choć tematyka i przede wszystkim stylistyka, każą nam podchodzić do tematu jak najbardziej na poważnie, to jednak Grządziela nie ma skrupułów, aby dodać do swojej opowieści garść humoru. Już samo zachowanie króla, który nie jest do końca zdrowy na umyśle, wywołuje naszą wesołość. Te humorystyczne akcenty Spell przełamuje wątkami z zupełnie innej strony, czyli smutnymi momentami jak samobójstwo, głód czy zbliżająca się nieuchronnie śmierć. Podobnie jednak jak w „Przygodach Stasia i Złej Nogi” tak i tym razem te cięższe wątki są pokazane z jednej strony tak, aby nie wpędzać nas w depresję, ale z drugiej z należytą powagą. Autor ma umiejętność wyważania proporcji i korzysta z niej swobodnie.

I naprawdę niewiele zabrakło, żeby była to historia na miarę „Stasia”. Tak się jednak nie stało, gdyż „czegoś” w tym scenariuszu zabrakło. Czy to ciekawszego i bardziej zaskakującego zakończenia, czy może nieco bardziej wciągającej historii? „Wszechksięga” jest - używając trochę przesadnego określenia - pewnym przerostem formy nad treścią, gdyż genialne rysunki i graficzna oprawa wysuwają się zdecydowanie przed scenariusz. Ten zresztą nie jest zły, ale przy moich (może nieco wygórowanych) oczekiwaniach, po lekturze pozostał pewien niedosyt. To też trochę „zasługa tego”, że Grządziela przyzwyczaił nas do wysokiego poziomu swoich opowieści.

Mimo tej drobnej wady i tak z czystym sumieniem polecam „Wszechksięgę”. Myślę, że rzadko można obcować z tak oryginalnym i pomysłowym pod względem graficznym komiksem i choćby to powinno was skłonić do jego zakupu. Historia, choć służy tu trochę jako tło, nie jest w żadnym wypadku słaba czy nudna na tyle, że nie da się czerpać przyjemności z jej czytania. A, że można było oczekiwać czegoś jeszcze bardziej spektakularnego czy nowatorskiego to już zupełnie inna kwestia. Tak czy inaczej, polecam sięgnąć po ten rysunkowy majstersztyk i przekonać się samemu, jak tym razem wypadł Tomasz Grządziela.

Tytuł: „Wszechksięga”

  • Scenariusz: Tomasz Grządziela
  • Rysunki: Tomasz Grządziela
  • Wydanie: I
  • Wydawnictwo: Wydawnictwo Komiksowe
  • ISBN: 9788364638824
  • Data wydania: 15.05.2018 r.
  • Druk: kolor
  • Oprawa: twarda
  • Format: 170x270 mm
  • Stron: 96
  • Cena: 59,90 zł

Dziękujemy Wydawnictwu Komiksowemu za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

Galeria


comments powered by Disqus