„Kenia” - recenzja

Autor: Przemysław Mazur Redaktor: Motyl

Dodane: 29-06-2018 23:07 ()


Dla jednych przysłowiowa komedia jednego pomysłu, dla innych jeszcze jedna okazja, by odnaleźć się w rozległym, przekraczającym granice macierzystego świata ludzkości uniwersum zaistniałym za sprawą talentu brazylijskiego twórcy komiksów znanego jako Léo (właść. Luiza Eduardo de Oliveiry). Wsławiony takimi realizacjami jak serie „Aldebaran”, „Betelgeza” i „Antares” stał się on autorem cenionym i łatwo rozpoznawalnym, a przy tym nienarzekającym na brak zainteresowania ze strony wydawców innych niż jego główny zleceniodawca (tj. Darguad). Fortunnym zrządzeniem losu wśród nich nie zabrakło także aktywnych na polskim rynku przedsięwzięć prezentujących m.in. komiks europejski.

Mowa tu o wydawnictwie Timof i cisi wspólnicy oraz polskiej filii Egmontu. To pierwsze przybliża bowiem kolejne tomy współtworzonej przez wzmiankowanego autora serii „Centaurus”, to drugie natomiast komplet wyżej przywołanych. Wygląda na to, że zespół kierowany przez Tomasza Kołodziejczaka na tym nie zamierza poprzestawać, czego dobitnym przejawem jest opasłe wydanie zbiorcze zawierające wszystkie pięć albumów cyklu „Kenia”. Dodajmy, że wyróżniający się na tle wcześniej zaprezentowanych polskiemu czytelnikowi dokonań Léo. A to z tego względu, że miast typowego dlań schematu –osadzenia miejsca akcji w przyszłości na jednym z odległych światów kolonizowanych (bądź też do takowej szykowanych) przez mieszkańców Ziemi - tym razem rzeczony zdecydował się przenieść swoich czytelników wprost do kolebki ludzkości, tj. w głąb Czarnego Lądu. Do tego nie tyle, dajmy na to w roku 2179 (właśnie na ów moment Léo wyznaczył początek swojej sagi znanej obecnie jako „Światy Aldebarana”), lecz w nie tak znowu odległej przeszłości w znamiennym roku 1947.

Z jakich powodów ów moment dziejowy miałby wydawać się szczególnie wyjątkowy w historii ludzkości? Czyżby ze względu na słynną obserwację tzw. latających spodków dokonaną przez biznesmena rodem z Idaho Kennetha Arnolda? Autor (a przy okazji wspierający go w tworzeniu scenariusza Rodolphe Daniel Jacquette) nie odpowiada wprost na to pytanie. Koncentruje się natomiast na losach grupy Europejczyków, którzy w owym roku przybywają do kontrolowanej wówczas przez Brytyjczyków Kenii. Wśród nich szczególna rola przypada Katherine „Kathy” Austin, agentce wywiadu tzw. jej królewskiej mości. Powierzenie roli głównej protagonistki serii młodej kobiecie to zresztą w przypadku brazylijskiego autora żadna nowość - by wspomnieć chociażby Kim Keller, etatową łamaczkę serc udzielającą się m.in. na kartach „Betelgezy”. Stąd już tylko z tego względu znać swoiste „pokrewieństwo” w wymiarze fabularnym do rozgrywającego się kilkaset lat później m.in. „Aldebarana”. Na tym jednak nie koniec, bo podobnie jak na odległych planetach, także we względnej bliskości Kilimandżaro natknąć się można na zwierzęta (?) znane wyłącznie z zapisu kopalnego bądź też zupełnie nieznane, a zarazem nieprawdopodobne w swej formie gatunki. To z kolei staje się przyczyną przybycia w te rejony Johna Remingtona, temperamentnego (a zarazem gburowatego) pisarza raczej nieprzesadnie wyszukanych pod względem treści i formy horrorów. To właśnie jego tropem podąża Kathy i przydzieleni jej towarzysze podróży, a na ich szlaku nie zabraknie zjawisk zdecydowanie niestandardowych.

Ta okoliczność o tyle nie dziwi, że wśród twórców, wobec których Léo zdecydował się wyrazić wdzięczność za inspiracje, odnajdujemy m.in. Edgara Rice’a Burroughsa, Arthura Conan Doyle’a i Henry’ego Ridera Haggarda. Nie ma zatem nic zaskakującego, że od tropów wiodących ku utworom rzeczonych wręcz się tu roi. „Ląd zapomniany przez czas”, „Zaginiony świat” czy „Kopalnie króla Salomona” to tylko najbardziej oczywiste z nich. Stąd potencjalny odbiorca tego opasłego zbioru może spodziewać się aury tajemniczości przemieszanej z przygodą i romansem. Przy czym pomimo odmiennego czasu i lokalizacji niż miało to miejsce w przypadku najbardziej znanych przedsięwzięć Brazylijczyka znać zbieżność nastrojowości z „Betelgezą” czy „Antaresem”. Wyraziście sprofilowani protagoniści w połączeniu w umiejętnie prowadzoną fabułą to na ogół gwarant udanej realizacji twórczego zamierzenia. Tak też jest tutaj, a do tego centralna osobowość „Kenii” wzbudza więcej sympatii niż momentami przesadnie pretensjonalna Kim Keller. Ponadto niniejsza odsłona „Światów Aldebarana” udanie rozbudowuje jedno z najbardziej interesujących uniwersów współczesnej, komiksowej science fiction

Sposób nakreślania realiów przybliżonych w poszczególnych epizodach „Kenii” nie odbiega od standardów zaproponowanych przez Léo w jego poprzednich cyklach. Mamy zatem klasycznie prowadzoną, precyzyjną kreskę zmierzającą do ujmowania świata przedstawionego w manierze realistycznej. Dla jednych być może okaże się ona zbyt staroświecka, dla innych będzie to sprawdzona jakość, fachowa i solidna, a przy tym spójna z ogólnym wizerunkiem „Światów Aldebarana”. Jak zwykle znać u rzeczonego autora zamiłowanie do rozrysowywania megafauny, prehistorycznych stworzeń oraz istot występujących w co bardziej wyszukanych bestiariuszach. Ważną modyfikacją w zestawieniu z poprzednimi albumami opublikowanymi przez Egmont jest większy format tego zbioru. O ile wcześniejsza formuła również miała swoje dobre strony (stosowali ją wydawcy m.in. we Włoszech i Hiszpanii), o tyle w obecnym formacie kompozycje Léo i jego współpracowników zdają się nabierać pełnego blasku. Dotyczy to zwłaszcza scen plenerowych z racji specyfiki miejsca akcji charakteryzujących się rozległymi przestrzeniami.

To, co cieszy w sposób szczególny to rychła perspektywa kolejnych odwiedzin „Światów Aldebarana”. Na listopad zapowiedziano już bowiem zbiorcze wydanie „Namibii”, kontynuacji losów Kathy stawiającej czoła kolejnym zjawiskom wykraczającym poza sferę oficjalnej nauki.

 

Tytuł: „Kenia”

  • Tytuł oryginału: „Kenya Intégrale”
  • Scenariusz i rysunki:  Leo
  • Scenariusz, podział na kadry i dialogi: Rodolphe
  • Kolory: Scarlett Smulkowski
  • Tłumaczenie z języka francuskiego: Wojciech Birek
  • Wydawca wersji oryginalnej: Dargaud
  • Wydawca wersji polskiej: Egmont Polska
  • Data publikacji wersji oryginalnej: 11 listopada 2009 r.
  • Data publikacji wersji polskiej: 23 maja 2018 r.
  • Oprawa: twarda
  • Format: 22,5 x 29 cm
  • Druk: kolor
  • Papier: kredowy
  • Liczba stron: 248
  • Cena: 119,99 zł

Zawartość niniejszego wydania zbiorczego opublikowano w pojedynczych albumach: „Zjawa” („Apparitions” – 1 października 2001), „Spotkania”(„Rencontres” – 18 stycznia 2003), „Odchylenia”(„Aberrations” – 5 czerwca 2004), „Interwencje” („Interventions” – 19 stycznia 2006), „Iluzje” („Illusions” – 30 maja 2008).

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.

Galeria


comments powered by Disqus