„Smerfy” tom 12: „Smerfuś” - recenzja

Autor: Przemysław Mazur Redaktor: Motyl

Dodane: 12-07-2018 19:17 ()


Smerfnej kroniki ciąg dalszy. Po m.in. olimpijskich zmaganiach oraz napotkaniu przez miniaturową społeczność Dzikiego Smerfa nadszedł czas na autentycznie przełomowy album. Oto bowiem wioska niebieskich skrzatów wzbogaca się o zupełnie nowego i wyjątkowego zarazem mieszkańca. Jest nim oczywiście tytułowy Smerfuś, maluch, za którego sprawą – przynajmniej do pewnego stopnia – wyjaśniona zostaje zagadka pochodzenia podopiecznych Papy Smerfa.

Owej wyjątkowości dwunastej już (według oryginalnej kolejności publikacji) pełnoalbumowej produkcji z udziałem najsłynniejszych „krasnali” frankofońskiego komiksu nie krył zresztą ich sam pomysłodawca. W pierwszym kadrze „Smerfusia” wprost bowiem stwierdza, że „pewnej pięknej nocy (…) wydarzy się coś niezwykłego”. I faktycznie „dostarczony” specyficznym „środkiem transportu” Smerfuś z miejsca - i całkowicie zresztą naturalnie – skupia uwagę nieco zdezorientowanych mieszkańców wesołej wioseczki. To jednak ledwie początek perypetii (dodajmy, że ze szczególnym udziałem Marudy) wynikłych w efekcie pojawienia się roześmianego, acz wymagającego kompetentnej opieki malca. W ich trakcie okaże się, na ile Smerfy wykażą niezbędny instynkt „tacieżyński”.

Podobnie jak przy okazji albumu „Dziwne przebudzenie Smerfa Śpiocha” także niniejsza „wizyta” w wiosce zapracowanej społeczności nie ogranicza się tylko i wyłącznie do tytułowej opowieści. Uzupełniają ją bowiem trzy krótsze opowieści. W pierwszej, zatytułowanej po prostu „Pracuś”, Smerfy szykują się do świętowania bagatela 542 urodzin Papy Smerfa. Druga to z kolei czas odświeżania smerfowych domów generalnym malowaniem. Jak się jednak prędko okazuje, nie tylko Smerfy żwawo zabrały się za pędzle i farby… W trzeciej natomiast główni bohaterowie serii szykują się do wieczornej zabawy. Jak się rychło okazuje, za sprawą niespodziewanego (a przy tym niekoniecznie mile widzianego) gościa jej przebieg okaże się nad wyraz burzliwy…

W chwili, gdy powstawały zebrane w tym albumie opowiastki Peyo (tj. twórca serii – właśc. Pierre Culliford) był w wyśmienitej formie twórczej, a marka Smerfów kwitła. Od trzech lat (czyli od roku 1981) wytwórnia Hanna-Barbera realizowała licencjonowaną, wieloodcinkową animację, która okazała się ponadpokoleniowym, wciąż chętnie oglądanym przez dzieci „dobranockowym” hitem. Nie zaskakuje zatem, że także ten album za sprawą kumulacji zabawnych i sprawnie zakomponowanych konceptów, można śmiało uznać za jedną z najbardziej udanych produkcji wspomnianego autora. Mimo przewagi na ogół pogodnego humoru nie brak także momentów pełnych napięcia, a nawet grozy (oczywiście w formule stosownej do głównej grupy docelowej tego tytułu). Czarownik Gargamel nie ustaje bowiem w staraniach na rzecz zakosztowania w „smerfinie”, a i pomysłowość niektórych spośród mieszkańców wioskowej wspólnoty bywa niekiedy nad wyraz kłopotliwa. Szczęśliwie Papa Smerf nawet w najbardziej stresogennych sytuacjach zachowuje niezbędną przytomnością umysłu i przysłowiową zimną krew.

W odróżnieniu od wcześniejszych przejawów plastycznej aktywności Peyo tym razem znać w jego kresce – mimo że na ogół płynnie prowadzonej – okazjonalne rozedrganie, tak jak gdyby usiłował on nie bez ostrożności modyfikować swój styl. Spójność z warstwą plastyczną pozostałych albumów serii została jednak zachowana, a co za tym także wysoka jakość pracy tego autora. Nie zaskakuje zatem, że główna opowieść tego albumu prędko doczekała się adaptacji na potrzeby długometrażowego filmu animowanego do dziś cenionego przez wielbicieli tej marki. Jakby tego było mało, pomysł na wprowadzenie nowej generacji sympatycznych, niebieskich stworków „chwycił” i już niebawem matecznik Smerfów miał się zapełnić całkiem licznym gronem tzw. juniorów. O tym jednak wielbiciele tej serii przekonają się w sierpniu, kiedy to ofertę Egmontu uzupełni album pod niepozostawiającym wątpliwości tytułem „Smerfiki”.

 

Tytuł: „Smerfy” tom 12: „Smerfuś”

  • Tytuł oryginału: „Le Bébé Schtroumpf”
  • Scenariusz i rysunki: Peyo
  • Tłumaczenie z języka francuskiego: Maria Mosiewicz
  • Wydawca wersji oryginalnej: Dupuis
  • Wydawca wersji polskiej: Egmont Polska
  • Data premiery wersji oryginalnej: 3 października 1984 r.
  • Data premiery wersji polskiej: 6 czerwca 2018 r.
  • Oprawa: miękka
  • Format: 21,5 x 28,5 cm
  • Druk: kolor
  • Papier: offset
  • Liczba stron: 48
  • Cena: 19,99 zł

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji

Galeria


comments powered by Disqus