„Endorf” - recenzja

Autor: Paweł Ciołkiewicz Redaktor: Motyl

Dodane: 24-07-2018 05:32 ()


Mariusz Moroz pozostaje wierny tematyce krzyżackiej. Po „Przeklętej puszczy 1280” oferuje nam rozgrywającą się pięćdziesiąt lat później opowieść „Endorf”. Tym razem jednak zamiast mieszanki opowieści historycznej z elementami fantasy, dostajemy próbę pieczołowitej rekonstrukcji zagadkowego zdarzenia, do jakiego doszło w szeregach zakonu w listopadzie 1330 roku.

Zakon Szpitala Najświętszej Maryi Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie, czyli po prostu zakon krzyżacki, nie jest w Polsce zbyt dobrze postrzegany. Dobrze wspominana jest w zasadzie tylko jedna data z nim związana. Wiadomo – rok 1410 i zwycięstwo w bitwie pod Grunwaldem, która dla historii polskiego oręża jest tym samym, czym zwycięski remis na Wembley jest dla historii polskiej piłki nożnej. Mariusz Moroz w swojej twórczości komiksowej konsekwentnie pokazuje jednak, że historia zakonu nie sprowadza się tylko do tego zdarzenia. W „Przeklętej puszczy 1280”, łącząc historię z fantasy, ukazał na przykład zbrojne wyprawy krzyżaków w głąb terenów leżących na północy Europy. Tym razem autor zajmuje się innym, bardzo zagadkowym epizodem z historii zakonu. Chodzi mianowicie o zabójstwo wielkiego mistrza zakonnego - brata Wernera von Orslena. 18 listopada 1330 roku niejaki Jan von Endorf ugodził mianowicie nożem wielkiego mistrza, gdy ten wychodził z kościoła po nabożeństwie. O samym Endorfie niewiele wiadomo, niejasne są także motywy jego czynu. W tej sytuacji, bazując na skąpych źródłach historycznych, Moroz proponuje własną interpretację tego zdarzenia – pokazuje jego uwarunkowania oraz rekonstruuje motywację, jaka mogła stać u podstaw tego czynu.

Akcja komiksu rozpoczyna się 18 listopada 1330 roku, czyli w dniu zabójstwa, ale bardzo szybko autor przenosi nas w przeszłość – do roku 1320. Widzimy, jak Jan Endrof mści się za śmierć swojej siostry, ale jeszcze zanim zdążymy go polubić, dowiadujemy się, że niestety i on nie jest w całej sprawie bez winy. Jego siostra zginęła bowiem w wyniku spisku, który zawarł ze swoim przyjacielem. Chodziło o upozorowanie porwania i potajemne zawarcie małżeństwa, ale niestety wszystko poszło nie tak. To zdarzenie sprawia, że porywczy młody człowiek trafia do zakonu krzyżackiego, gdzie ma odpokutować swoje winy. Tu jednak również nie potrafi znaleźć sobie miejsca. Czuje się niedoceniany i wiecznie pokrzywdzony. W gruncie rzeczy całe jego życie, a w zasadzie dziesięć lat tego życia, które sportretowane zostały w komiksie, stanowi ciąg niepowodzeń i rozczarowań. Mariusz Moroz stara się przedstawić Endorfa w sposób, który umożliwiłby identyfikację z tą postacią, ale niestety nie przychodzi to łatwo. Po pierwsze cała opowieść jest bardzo epizodyczna, po drugie charakterystyka tytułowego bohatera jest – tak, jak i historyczne źródła dotyczące tej postaci – bardzo fragmentaryczna.

Jeżeli chodzi o warstwę graficzną, to niestety prezentuje się ona niezbyt przekonująco. W komiksie znajdziemy oczywiście wiele interesujących i dobrze skomponowanych kadrów, ale na ocenę całości decydujący wpływ mają te cechy twórczości Mariusza Moroza, które dały już o sobie znać w poprzednich jego komiksach. Przede wszystkim często pojawiają się problemy z poprawnym przedstawieniem perspektywy i anatomii postaci. Pewne zastrzeżenia można mieć także do sposobu rysowania twarzy bohaterów. Wydaje się jednak, że wiele tych mankamentów jest dodatkowo wzmacnianych kiepsko nałożonymi kolorami. Świadczyć mogą o tym grafiki umieszczone na końcu albumu – bez koloru prezentują się one naprawdę dobrze. Tymczasem komputerowo tworzona kolorystyka wygląda dość nieporadnie. Cienie i światło znajdują się w przypadkowych miejscach, sprawiając, że rysunki wyglądają sztucznie. Wszystko pogarsza maniera niepotrzebnego stosowania białej kreski, która – jak się zdaje – miała urozmaicać kadry, ale niestety sprawia, że wkrada się do nich chaos. Te „korektorowe” pociągnięcia szczególnie irytują właśnie w przypadku twarzy bohaterów, które za ich sprawą są mało przejrzyste. Krótko mówiąc, jest tu sporo do poprawienia.

„Endorf”, którego można potraktować jako kolejną odsłonę cyklu krzyżackiego, posiada zatem zalety i wady podobne do tych, które dały o sobie znać już w przypadku poprzedniego komiksu. Bez wątpienia jest to pozycja warta uwagi ze względu na walor edukacyjny. Akcja komiksu oraz tekst na temat zabójstwa Wernera von Orslena umieszczony na końcu albumu, pozwalają zagłębić się ten mało znany aspekt historii zakonu krzyżackiego. Poza tym dobrze sprawdza się także schemat narracyjny zaczerpnięty – być może – z serialu „Columbo”. Od samego początku bowiem wiemy, kto zabił i dzięki temu możemy skupić się na rekonstrukcji zdarzeń, jakie do zbrodni doprowadziły. Dzięki temu komiks czyta się naprawdę z przyjemnością. Bez wątpienia dobrze byłoby, gdyby ten krzyżacki cykl komiksowy miał swój ciąg dalszy. Był już rok 1280, był również 1330 i – jakby na to nie patrzeć – nieuchronnie zbliżamy się do roku 1410! A być może, zanim przyjdzie czas na tę datę, Mariusz Moroz uraczy nas jeszcze jakimś mniej znanym epizodem polsko-krzyżackiej historii?

 

Tytuł:Endorf”

  • Scenariusz: Mariusz Moroz
  • Rysunki: Mariusz Moroz
  • Wydawca: Wydawnictwo Kameleon
  • Data wydania: 24.06.2018 r.
  • Objętość: 62 strony
  • Format: A4
  • Oprawa: twarda
  • Papier: kredowy
  • Druk: kolorowy
  • Cena: 39,90 zł

Dziękujemy Wydawnictwu Kameleon za udostępnienie egzemplarza do recenzji. 

Galeria


comments powered by Disqus