„RAPP. Zaginione dzienniki Tesli” - recenzja

Autor: Paweł Ciołkiewicz Redaktor: Motyl

Dodane: 27-07-2018 22:05 ()


Wszyscy fani „Gnata” na pewno zechcą sprawdzić, jak Jeff Smith radzi sobie w innych niż fantasy gatunkach. Niestety, zawierający elementy science-fiction kryminalno-szpiegowski komiks „RAPP. Zaginione dzienniki Tesli” sugeruje, że raczej niezbyt dobrze.

Robert Joseph Johnson był błyskotliwym naukowcem, który wspólnie ze swoim przyjacielem Milesem Rileyem oraz jego żoną Mayą pracował w laboratorium wojskowym nad wynalazkiem mającym zrewolucjonizować świat. Ich praca była związana z odkryciami genialnego naukowca, który fascynował ich obu od dzieciństwa – Nikoli Tesli. Okazało się, że ten szalony geniusz i wizjoner zostawił po sobie wiele interesujących odkryć mogących na trwałe zmienić postrzeganie rzeczywistości. Jednak, jak to zwykle w takich sytuacjach bywa, różnica zdań na temat możliwych zastosować wynalazku zwanego „Układem Świętego Jerzego” doprowadziła do kłótni pomiędzy przyjaciółmi i – w efekcie – do zaprzestania współpracy. Robert uważał, że kontynuowanie badań wiąże się z ogromnym niebezpieczeństwem, gdyż układ stanowi potencjalnie niebezpieczną broń, Miles widział w nich raczej szansę.

Po zakończeniu współpracy Miles kontynuuje badania, a Robert rozpoczyna zgoła inną działalność. Korzystając z tzw. T-skafandra – urządzenia stworzonego jeszcze w ramach wspólnych badań , przemieszcza się pomiędzy równoległymi światami i zajmuje się kradzieżą dzieł sztuki. Istnienie tych światów oraz wyprodukowanie urządzenia umożliwiającego dryfowanie między nimi to również odkrycia związane z eksplorowaniem badań Tesli. To względnie spokojne funkcjonowanie w roli złodzieja dzieł sztuki zakłóca dramatyczny incydent. Zamordowana zostaje przyjaciółka Roberta – Annie. Teraz nasz bohater próbuje dowiedzieć się, kto stoi za tym morderstwem. Oczywiście okazuje się, że wszystko ma związek z dawnymi badaniami oraz zaginionymi w tajemniczych okolicznościach notatkami Nikoli Tesli. Robert Johnson rozpoczyna niebezpieczną grę, w której stawką mogą być losy świata – no w każdym razie któregoś z tych równoległych światów, po których krąży, szukając rozwiązania zagadki.

Wydaje się, że ten punkt wyjścia stwarza doskonałe możliwości i w rękach takiego autora, jak Jeff Smith ta opowieść po prostu musi zamienić się w hit. Problem jednak polega na tym, że tak się jednak nie stało. Mówiąc krótko, „RAPP” kompletnie zawodzi – zarówno w warstwie narracyjnej, jak i graficznej. Cała opowieść, choć jej podstawowe założenia są w gruncie rzeczy proste, brnie w całkowicie niepotrzebne zawiłości i w pewnym momencie nie wiadomo już, o co dokładnie w niej chodzi. Istnienie światów równoległych oraz różnice pomiędzy nimi w ogóle nie zostały wyjaśnione. Odwołania do pełnego atrakcji i przygód życia Tesli są chaotyczne i – chyba wbrew zamierzeniom autora – nie pozwalają na lepszą orientację w tej opowieści. Podróże głównego bohatera pomiędzy poszczególnymi światami są stopniowo coraz bardziej bezsensowne i łatwo się w nich pogubić, a oglądanie jego coraz bardziej pokancerowanej po każdym dryfie twarzy staje się męczące. Pewne mniej lub bardziej drobne niuanse fabularne nie zostają w ogóle wyjaśnione – na przykład, dlaczego w żadnym z równoległych światów Robert nigdy nie spotyka samego siebie? Wielokrotnie sam się nad tym zastanawia, ale w żadnym momencie nie zostaje to rozstrzygnięte. Co więcej, jest w tej historii kilka wątków, które wydawały się bardzo obiecujące, ale zostały kompletnie zmarnowane. Na przykład ścigający głównego bohatera zabójca o twarzy, jakiej mogliby mu pozazdrościć bohaterowie opowiadań Lovecrafta, zapowiadał się na znacznie bardziej intrygującą postać, a ostatecznie… nie stał się nią. Upiorna dziewczynka, jaką Robert spotykał w innych światach, również stała się chyba ofiarą kompletnego braku pomysłu na jej rozwinięcie. Podobny los spotkał tajemniczego mężczyznę nazywającego samego siebie Prezydentem. Na to wszystko nakłada się jeszcze jeden mankament – główny bohater tej historii od pierwszego do ostatniego kadru jest pozbawiony właściwości i po prostu skrajnie irytujący. Trudno się z nim utożsamiać, trudno mu kibicować, trudno go w ogóle polubić.

Być może jakąś rolę odgrywa tu sposób, w jaki Jeff Smith go przedstawia. Wielka głowa przyozdobiona ogromną czupryną, dziwne miny oraz nieproporcjonalna budowa ciała sprawiają, że nie za bardzo wiadomo jak tę postać zakwalifikować. Może jako postać czysto kreskówkowa sprawdziłaby się lepiej, ale konwencja, w jakiej utrzymany jest komiks, miała być chyba realistyczna. W każdym razie tak można byłoby początkowo oczekiwać. Niestety z czasem staje się coraz bardziej oczywiste, że Jeff Smith z zupełnie niezrozumiałych przyczyn zastosował rozwiązania graficzne znane z jego flagowej serii „Gnat”. Niestety stylistyka, która doskonale sprawdziła się w opowieści fantasy z elementami komicznymi, całkowicie zawodzi w historii szpiegowsko-kryminalnej. Być może osoby, które przystąpią do lektury „RAPPA”, nie znając wcześniej „Gnata”, nie będą miały kłopotu z zaakceptowaniem tej specyficznej kreski, jednak moim zdaniem jest ona kompletnie nieprzekonująca i całkowicie niedopasowana do tej historii.

„RAPP. Zaginione dzienniki Tesli” bez wątpienia nie uniknie porównań do „Gnata” i niestety nie wypadną one na korzyść opowieści o podróżującym pomiędzy światami złodzieju dzieł sztuki. Chaotyczna narracja, zmarnowane pomysły, przewidywalne rozwiązania narracyjne, kompletnie nietrafiona oprawa graficzna, brak wyrazistych postaci i skrajnie irytujący główny bohater to elementy wpływające negatywnie na odbiór tej historii. W zasadzie trudno znaleźć w tym komiksie coś pozytywnego. Mówiąc szczerze, trudno nawet uwierzyć, że stworzył go autor „Gnata”.

 

Tytuł:RAPP. Zaginione dzienniki Tesli”

  • Tytuł oryginału: „RASL: The Lost Journals of Nikola Tesla”
  • Scenariusz: Jeff Smith
  • Rysunki: Jeff Smith
  • Tłumaczenie: Maria Jaszczurowska
  • Wydawca: Egmont
  • Data polskiego wydania: 05.2018 r.
  • Wydawca oryginału: Cartoon Books
  • Stron: 468 
  • Format 175x265 mm
  • Oprawa: twarda
  • Papier: kredowy
  • Druk: kolorowy
  • Cena: 119,99 zł

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.

Galeria


comments powered by Disqus