Philip K. Dick „Cudowna broń” - recenzja

Autor: Przemysław Mazur Redaktor: Motyl

Dodane: 26-09-2018 15:54 ()


Obok tzw. wielkich powieści (m.in. Ubika i „Trzech stygmatów Palmera Eldritcha”) oraz nierzadko błyskotliwych opowiadań (zob. m.in. zbiory „Wariant drugi” i „Elektryczna mrówka”) w dorobku Philipa K. Dicka odnajdujemy także utwory zdecydowanie gorsze, by nie rzec, że w swej wtórności najzwyczajniej słabe. „Vulcan’s Hammer” oraz żenująco marna powieść „Dr Futurity” to z niemałym prawdopodobieństwem dowód, że być może najwybitniejszy twórca literackiej fantastyki XX w. nie zawsze przejawiał dobrą formę.

Powstała około roku 1964 „Cudowna broń” plasuje się mniej więcej w połowie drogi pomiędzy wspomnianymi grupami tytułów. Trudno w niej bowiem odczuć metafizyczny dreszcz targający bohaterami Valis tudzież „Bożej inwazji” czy też niejednoznaczność rzeczywistości „Człowieka z Wysokiego Zamku” oraz „Czasu poza czasem”. Znać tu jednak osobliwy humor Dicka, udane doszukiwanie się niezwykłości w zdawało się wyeksploatowanych motywach i ogólnie spójną wizję wszechświata kreowanego. Uprzedzając zatem konkluzję niniejszej refleksji, można zaryzykować twierdzenie, że owa powieść warta jest rozpoznania. Zarazem jednak czytelnicy nie powinni spodziewać się egzegetycznych uniesień porównywalnych z dylematami targającymi wielebnym Timothym Archerem.

Jest rok 2004. Zimna wojna pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a Związkiem Sowieckim (a w szerszym kontekście dwoma zależnymi od tych struktur politycznych strefami oddziaływania: proamerykańskim Za-Blokiem i pozostającym pod kontrolą Sowietów Okiem-Wschód) od niemal sześciu dekad trwa w najlepsze. W odległym daleko-wschodnim interiorze co jakiś czas przypominają o swoim istnieniu Chińczycy; wiadomo jednak, że w rozgrywce o światowe (a przy tym także na planetach skolonizowanych przez Ziemian) wpływy liczą się tylko owe dwa wielkie sojusze monitorowane odpowiednio z Festung Waszyngton i Nowej Moskwy. Owa konkurencja w niczym nie przypomina już pełnych napięcia lat 50. i 60. XX w., gdy oba supermocarstwa co najmniej trzykrotnie szykowały się do pełnowymiarowej, bezpośredniej konfrontacji. Co prawda obie strony czujnie strzegą swoich stref wpływów, niemniej czas bezwzględnej walki wywiadów i agresywnej retoryki zdaje się już przeszłością. Model tzw. geopolitycznej konwergencji, swego czasu postulowany m.in. przez nieformalnego przedstawiciela rodziny Rockefellerów w osobie Zbigniewa Brzezińskiego, najwyraźniej doczekał się w tej powieści spełnienia. Oba supermocarstwa konkurują jednak na co najmniej kilku polach aktywności. Jednym z nich jest moda broniowa, zjawisko, bez którego trudno wyobrazić sobie realia świata A.D. 2004 w wizji Philipa K. Dicka.

Podobnie jak w powstałej równolegle powieści „Prawda półostateczna” także w owym utworze autor zdecydował się przybliżyć społeczność (notabene zhierarchizowaną według domniemanego stopnia rozwoju intelektualnego) ściśle trzymaną w ryzach przez rezydujące w Festung Waszyngton władze. Jedną z metod kontroli nominalnych obywateli jest utrzymywanie ich w przekonaniu niezwyciężoności amerykańskiej armii dysponującej ultranowoczesnymi typami broni. W owym przedsięwzięciu uczestniczy Lars Powderdry, projektant tego typu systemów. Uwikłany zarówno w rządowy program dezinformowania społeczeństwa, jak i quasi-romantyczny trójkąt (w tym z koleżanką po fachu zza żelaznej kurtyny Lilo Topczewą) ewidentnie zdaje się tracić przysłowiowy grunt pod nogami. Napięcie związane z uczestnictwem w mistyfikacji okazuje się dlań aż za bardzo przytłaczające. Swoistą wyrwą w kłopotliwej dlań codzienności okazuje się pojawienie na okołoziemskiej orbicie niezidentyfikowanego sztucznego satelity. Nowy, nieprzewidywalny czynnik okazuje się kosztowną próbą dla dotychczasowego, zdawało się nienaruszalnego status quo. Także dla Larsa, który jako cieszący się sławą najbardziej kompetentnego twórcy nowych typów broni uznawany jest za władnego do konstrukcji środków, które zapewnią skuteczną neutralizację zagrożenia o być może pozaziemskiej proweniencji.

Niniejsza powieść należy do wyjątkowo nierównych. Z jednej bowiem strony nie zabrakło w niej fragmentów wręcz mistrzowsko prowadzonych (vide scena tranzytu świadomości przypadkowego nieszczęśnika do mentalno-empatycznego labiryntu). Z drugiej część wątków podejrzanie się rozmywa, tak jak gdyby autor przy ich akurat tworzeniu nadużył przyswajania substancji chemicznych, którymi zwykł on się posiłkować przy wymagających szybkiego tempa realizacji zamówieniach. Ogólnie jednak mamy do czynienia z utworem w swojej klasie przemyślanym i względnie spójnym, którego główna intryga stopniowo, acz konsekwentnie podsyca zainteresowanie potencjalnego czytelnika. Jak to u Dicka na ogół bywa, także tym razem koncentruje się on przede wszystkim na rozwoju fabuły, bez przesadnego wnikania w złożoności profilów psychologicznych użytkowanych przezeń postaci. Nie brak również typowych dlań absurdalnych konceptów, które czynią z tej powieści więcej niż tylko jeszcze jedno czytadło utrzymane w konwencji literackiej fantastyki. Do tego z drobnym, acz trudnym do przeoczenia nawiązaniem do jednego z jego wczesnych opowiadań (zob. „Serwisant” w: „Raport mniejszości”, s. 57-78) Wielbiciele fantastyki socjologicznej na pewno znajdą tu niemało dla siebie. Tak jak jednak wzmiankowano, wrażeń porównywalnych z najbardziej docenionymi utworami Dicka w tym akurat przypadku nie uświadczy.

 

Tytuł: „Cudowna broń”

  • Tytuł oryginału: „The Zap Gun”
  • Autor: Philip K. Dick
  • Rysunki i kompozycja na okładce: Wojciech Siudmak
  • Tłumaczenie z języka angielskiego: Krzysztof Sokołowski
  • Przedmowa: Michał Cetnarowski
  • Wydawca wersji oryginalnej: Galaxy Publishing Corporation
  • Wydawca wersji polskiej: Dom Wydawniczy REBIS
  • Data publikacji wersji oryginalnej: 1967
  • Data publikacji wersji polskiej: 21 sierpnia 2018
  • Oprawa: twarda z obwolutą
  • Format: 15,5 x 23 cm
  • Druk: czarno-biały
  • Papier: offset
  • Liczba stron: 296

Zawartość niniejszej książki opublikowano pierwotnie w odcinkach na łamach magazynu „Worlds of Tomorrow” (listopad 1965-styczeń 1966).

Dziękujemy Wydawnictwu Rebis za przesłanie egzemplarza do recenzji.


comments powered by Disqus