„Mort Cinder” - recenzja

Autor: Przemysław Mazur Redaktor: Motyl

Dodane: 10-11-2018 23:51 ()


Komiks argentyński to na polskim gruncie wciąż przysłowiowa terra ignorata nondum cognita. Trudno bowiem uznawać za satysfakcjonującą z czytelniczego punktu widzenia incydentalne raczej niż regularne prezentacje utworów takich jak „Carlos Gardel: Głos Argentyny” czy dokonań artystów tego sortu co również wywodzący się ze światowej stolicy uboju bydła Juan Gimẻnez („Kasta Metabaronów”, „Leo Roa”). Toteż warto nie przegapiać nadążającej się okazji i skwapliwie skorzystać z możliwości kontemplowania dzieła pod każdym względem wyjątkowego.

Mowa tu o wspólnym przedsięwzięciu argentyńskich klasyków gatunku (określenie bynajmniej nie przesadzone) w osobach scenarzysty Hẻctora Germảna Oesterhelda oraz rysownika Alberto Breccii. Do tego najbardziej cenionego osiągnięcia w ich dorobku, tj. kompletnych opowieści przybliżających losy długowiecznego Morta Cindera i jego przyjaciela, leciwego antykwariusza Ezry Winstona. Do publikacji polskiej edycji zbioru tego komiksu prasowego przymierzało się już co najmniej dwóch wydawców. Ów zamiar zrealizowało jednak Non Stop Comics, wydawnictwo celujące w ofercie opartej w dużej mierze o przedruki tytułów Image Comics (m.in. „Paper Girls”). „Mort Cinder” jest zatem propozycją wydawniczą w dwójnasób wyróżniającą się pośród pozostałych tytułów tego wydawcy. Także z tego względu, że mamy do czynienia z utworem liczącym sobie przeszło pół wieku.

O dziwo jednak dokonanie obu wspomnianych autorów prezentuje się nadspodziewanie świeżo. I to zarówno w wymiarze fabularnym, jak i plastycznym. Breccia operował bowiem stylem – przynajmniej z perspektywy piszącego te słowa – ponadczasowym, który z powodzeniem sprawdziłby się także we współczesnych produkcjach. W pracach południowoamerykańskiego artysty (znowu określnie w żadnym wypadku na wyrost) z miejsca znać warsztatową perfekcję i autentyczny talent, ową nie tak znowu często spotykaną iskrę bożą, za sprawą której siła oddziaływania dzieła sztuki przekracza granice czasu i przestrzeni. Symbioza stylu realistycznego z w pełni kontrolowanymi odkształceniami (przy równoczesnej dbałości o detale) pogłębia poczucie długowieczności tego utworu. Tym mocniej, że w poszczególnych epizodach cyklu ich akcje osadzono w niekiedy bardzo odległych od siebie momentach dziejowych. Mezopotamia w dobie wnoszenia Wieży Babel, Hellada w trakcie najazdu perskiego władcy Kserksesa, front zachodni I wojny światowej – to tylko cześć lokacji, w których swego czasu miał sposobność przebywać tytułowy bohater. Z niejasnych bowiem przyczyn Mort Cinder, niczym legendarny alchemik hrabia de Saint-Germain, oparł się nieuchronności prawa entropii i wiedzie swój niekończący się żywot od niepamiętnych czasów.

Trudno jednak uznać jego doświadczenia za przesadnie napawające optymizmem. Wędrówka poprzez historie naznaczona jest licznymi tragediami zarówno w odniesieniu jednostkowym, jak i całych społeczności. Rojno zwłaszcza od bezwzględnych, określmy to umownie, specjalistów od zarządzania ludzkimi masami traktujących zależne od nich nacje w kategorii tzw. nawozu historii. Wplątany w zawirowania wynikłe z wybujałych ambicji owych indywiduów główny protagonista z niemałym trudem usiłuje odnaleźć się w na ogół zbrutalizowanych realiach. Siłą rzeczy nie pozostaje to bez rezonansu na jego osobowość, którą cechuje zgorzkniałość i brak złudzeń co do sedna ludzkiej natury. Łącząca go przyjaźń ze wzmiankowanym antykwariuszem (notabene podzielającym skłonność Cindera do melancholii) zdaje się jednak swoistym „zakotwiczeniem” w rzeczywistości. Nagromadzone w zbiorach Ezry artefakty stają się pretekstem do na ogół traumatycznych wspomnień, choć również teraźniejszość dostarcza licznych sytuacji stresogennych. Świat przedstawiony cyklu przenikają bowiem siły, o których nie warto głośno mówić. Toteż w argentyńskiej produkcji znać liczne podobieństwa do nastrojowości znanej z późniejszych niż „Mort…” produkcji włoskich („Dylan Dog”, „Martin Mystery” etc.). Znać to zwłaszcza w wątkach nawiązujących m.in. do niektórych teorii spiskowych i paleoastronautycznych, a poza fasadą dnia codziennego wręcz kipi od grozy i niesamowitości. Po mistrzowsku wkomponowywane światłocienie pogłębiają owo poczucie.

Niniejszy zbiór to zjawisko samo w sobie, jedna z najważniejszych i najbardziej udanych komiksowych premier bieżącego roku. Wprost rzecz ujmując: absolutny „musiszmieć”, a przy okazji istotne uzupełnienie luki w kontekście prezentacji polskim czytelnikom dorobku argentyńskich twórców komiksu.

 

Tytuł: „Mort Cinder”

  • Tytuł oryginału: „Mort Cinder”
  • Scenariusz:  Héctor Germán Oesterheld
  • Rysunki: Alberto Breccia
  • Tłumaczenie z języka angielskiego: Patrycja Zarawska, Iwona Michałowska-Gabrych
  • Wydawca wersji oryginalnej (w tej edycji): Fantagraphics Books
  • Wydawca wersji polskiej: Non Stop Comics
  • Data publikacji wersji oryginalnej (w tej edycji): 6 listopada 2018 r.
  • Data publikacji wersji polskiej: 12 września 2018 r.
  • Oprawa: twarda
  • Format: 20 x 28,5 cm
  • Druk: czarno-biały
  • Papier: offset
  • Liczba stron: 224
  • Cena: 59,90 zł

 

Zawartość niniejszego wydania zbiorczego opublikowano pierwotnie na łamach magazynu „Misterix” pomiędzy 20 lipca 1962 r., a 28 lutego 1964 r.

Komiks możecie kupić w sklepie wydawnictwa Non Stop Comics.

Galeria


comments powered by Disqus