„Miasto Grzechu” tom 5: „Rodzinne wartości” - recenzja

Autor: Miłosz Koziński Redaktor: Motyl

Dodane: 26-09-2019 20:31 ()


Nikt nie jest idealny, wszyscy przeżywają swoje wzloty i upadki. Podobnie jest z Frankiem Millerem i jego kultową serią Sin City. Nie wszystkie jej odsłony reprezentują równy poziom i dzisiaj na mój warsztat trafiła jedna z nich, odstająca od reszty. Rodzinne wartości to piąty z albumów tej jakże istotnej dla Amerykanina serii opublikowany w 1992 r. I wyraźnie czuć w nim, że scenarzysta i rysownik w jednej osobie zaczyna z wolna tracić parę – zarówno na polu historii, jak i szkiców.

Historia przedstawiona w publikacji jest bardzo zwarta, to w zasadzie zaledwie trzy sceny. Niewiele można powiedzieć o fabule, nie zdradzając jej najważniejszych fabularnych twistów. Na potrzeby recenzji wystarczy ujawnić, że znany z Damulki wartej grzechu i Krwawej jatki Dwight McCarthy stara się poskładać do kupy wydarzenia, jakie miały miejsce w czasie pewnej strzelaniny. Zwartość fabuły sprawia, że komiks chłonie się bardzo szybko, a przedstawione zdarzenia zdają się przebiegać niemal w czasie rzeczywistym, wraz z przekręcaniem kolejnych stron. Narracja okraszona charakterystycznymi i nieco kiczowatymi wewnętrznymi monologami bohatera poprowadzona jest sprawnie, a sama opowieść jest dość intrygująca, ale trochę brakuje jej tego pierwiastka osobistości. W odróżnieniu od wspomnianych już publikacji należących do serii Dwight już na dzień dobry ujawnia, że w wydarzeniach, w których się pojawia, jest osobą trzecią – kimś w rodzaju prywatnego detektywa działającego na prośbę innych, bardziej osobiście zaangażowanych stron. Odziera to nieco historię z emocjonalnego ładunku i skutkuje tym, że Dwight sprawia wrażenie kogucika prężącego na pokaz intelektualne i fizyczne muskuły.

Problem charakteryzacji dotyka zresztą nie tylko głównego bohatera. Mieszkańcy Miasta Grzechu nigdy nie błyszczeli psychologiczną głębią i oryginalnością, ale obsada recenzowanego albumu prezentuje się wyjątkowo ubogo i stereotypowo nawet jak na niskie standardy serii – ultramęski macho Dwight, twardziel jako żywo w typie Humphreya Bogarta, azjatycka mistrzyni egzotycznych sztuk walki Miho, podstarzała kurewka o złotym sercu i roztaczający nad nią opiekę barman, psychotyczny cyngiel i pałający rządzą zemsty oraz świecie wierzący w tytułowe rodzinne wartości mafijny don prezentują całość liczącej się obsady. Miller nie tyle ociera się o stereotypy, ile wręcz spółkuje z nimi zawzięcie, płodząc bohaterów miałkich i mało oryginalnych. Pasują oni do ról, w jakich obsadza ich scenarzysta, ale raczej nie mają większej szansy, by zaintrygować czytelnika.

Kolejną bolączką trapiącą album jest również szata graficzna. Kształtując swoją wizję, Miller wciąż opiera się mocno na operowaniu negatywną przestrzenią kadru, ale zamiast korzystać z filigranowej konturówki, by wyłuskać z cieni intrygujące detale, autor sili się na szkice, które trzeba to przyznać, nie wypadają najlepiej. Nie pomaga również to, że do charakterystycznego dla serii kontrastu pomiędzy światłem i mrokiem zaczynają wkradać się kreowane przy pomocy setek krzyżujących się kreseczek lub niedbałych chluśnięć tuszem półcienie zacierające wyrazistość stylu rysownika. Czy ma to symbolizować zacierającą się granicę pomiędzy „dobrymi” i „złymi”? A może ma podkreślić niejednoznaczność historii? Wątpię, bo ta do złożonych nie należy. Miller wspomniał kiedyś, że w jego mniemaniu realizm nie jest w komiksie, który opowiada o wydarzeniach i ludziach niezwykłych, zbędny. Oprawa ma podkreślać charakter i naturę wydarzeń i bohaterów. W Rodzinnych wartościach potraktował jednak swoją myśl zbyt poważnie. Jego bohaterowie stali się niemalże karykaturami samych siebie, porzucając wszelkie, pozory realizmu. Co prawda kompozycja kadru oraz ciekawe i „reżyseria” akcji stoją na wysokim poziomie, ale wspomniane już wcześniej sprawiające wrażenie niechlujnych szkice w połączeniu ze zmniejszoną przez te nieszczęsne półcienie wyrazistością sprawiają, że Rodzinne wartości wyraźnie odstają poziomem od reszty serii i pod względem oprawy są lekturą zdecydowanie mniej przyjemną.

Rodzinne wartości nie są komiksem złym. Są dziełem letnim, które, choć wciąż umie wzbudzić pozytywne odczucia to wyraźnie uwidacznia zmęczenie autora wykreowanym przez siebie światem. Jeśli jesteś fanem dzieł Millera i potrafisz przymknąć oko na pewne pojawiające się w albumie niedostatki lub kolekcjonerem i chcesz mieć na półce całą kolekcję Miasta Grzechu, to kupuj śmiało. Jeśli szukasz nastrojowej i treściwej opowiastki w stylu noir, również możesz się skusić. W przeciwnym razie możesz sobie Rodzinne wartości odpuścić.

 

Tytuł: Miasto Grzechu tom 5: Rodzinne wartości 

  • Scenariusz: Frank Miller
  • Rysunki: Frank Miller
  • Tłumaczenie: Tomasz Kreczmar
  • Wydawca: Egmont Polska
  • Data publikacji: 02.10.2019 r.
  • Wydanie: III
  • Okładka: twarda
  • Format: 17,5 x 26,5 cm
  • Papier: kredowy
  • Druk: czarno-biały
  • Stron: 128
  • Cena: 50 zł

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.

Galeria


comments powered by Disqus