„Avengers. Bez drogi do domu” - recenzja

Autor: Paweł Ciołkiewicz Redaktor: Motyl

Dodane: 13-03-2022 13:10 ()


Mark Waid, Al Ewing oraz Jim Zub postanowili pójść za ciosem i po „Avengers. Nie poddamy się” zaoferowali czytelnikom kolejny wielki komiksowy event. „Avengers. Bez drogi do domu” również jest po brzegi wypełnione spektakularnymi walkami dziesiątków ziemskich superbohaterów. Akcja komiku rozgrywa się po zdarzeniach związanych z rywalizacją Grandmastera z Pretendentem, czyli na pewno przed lekturą warto zapoznać się z wcześniejszymi zdarzeniami.
 
Poprzednia opowieść tego zespołu autorskiego rozpoczęła się od kradzieży Ziemi przez Grandmastera i Pretendenta, którzy uczynili z niej swoją szachownicę, natomiast recenzowany tom rozpoczyna… wielka ciemność. Okazuje się, że to Nyx – Matka Nocy postanawia upomnieć się o swoje. Najpierw mści się na Zeusie i bogach olimpijskich, za krzywdy, jakie jej wyrządzono. Zeus bowiem wygnał ją niegdyś ze swego świetlistego królestwa, a wcześniej wyrwał z jej duszy okruchy mocy i oddał pod opiekę zaufanym podwładnym. Teraz gdy bogowie olimpijscy zostali zgładzeni, Nyx ma zamiar dokończyć swego dzieła, zsyłając na ziemię wieczną ciemność. By jednak stało się to możliwe, musi odzyskać ukryte przez Zeusa okruchy swojej mocy. Tak rozpoczyna się kolejna walka o losy Ziemi. Z jednej strony Nyx oraz jej upiorne dzieci, z drugiej – oczywiście – superbohaterowie z Domu Pomysłów. Koordynację ich działań bierze na siebie Wojażerka, której bardzo spodobała się superbohaterska kariera. Tym razem czuje ona, że ze względu na swoją przeszłość ma moralny obowiązek wziąć udział w walce. Szczególną rolę ma w niej natomiast do odegrania Herkules, dla którego jest to sprawa osobista. Jego motywację stanowi chęć pomszczenia ojca. 
 
Album przypomina bardzo poprzednie dzieło Waida, Ewinga i Zuba. Fabuła znów jest tu jedynie pretekstem do pokazania epickich walk na ogromną skalę oraz wprowadzenia na scenę zastępów superbohaterów. O ile sam pomysł jest ciekawy, o tyle nadmiar postaci, światów oraz wątków, jak dla mnie jest zdecydowanie przytłaczający. Wiem jednak, że dla fanów Marvela znających wszystkie zawiłości tego uniwersum będzie to lektura doskonała. Tym bardziej że scenarzyści naprawdę potrafią prowadzić narrację i panować nad tym pozornym chaosem. Co więcej, komiks świetnie prezentuje się pod względem wizualnym. Tu również mamy w znacznym stopniu kontynuację tego, co mogliśmy oglądać w tomie „Nie poddamy się”. Paco Medina, Sean Izaakse oraz Carlo Barberi pokazali się już dobrej strony i teraz potwierdzają swoją biegłość w ukazywaniu efektownych scen walk. Dzięki materiałom umieszczonym pomiędzy poszczególnymi zeszytami mamy również możliwość zobaczyć, jak poszczególne zespoły artystów pracowały nad swoimi częściami tej opowieści. W wersji oryginalnej te teksty i grafiki były umieszczane na końcu publikowanych w tygodniowym rytmie zeszytów. Autorzy zwracają się w nich do Wiernych Wyznawców w tonie kojarzącym się z energią Stana Lee, który chyba zapoczątkował tę praktykę. Autorzy ujawniają tu między innymi, że ten tom stanowi rezultat sukcesu, jakim była seria „Nie poddamy się”, piszą o trudach cotygodniowego publikowania kolejnych zeszytów i wreszcie ujawniają szczegóły warsztatowe swojej pracy. Te teksty i grafiki stanowią interesujące uzupełnienie albumu.
 
Album „Avengers. Bez drogi do domu” to kolejna nieskrępowana zabawa z możliwościami, jakie daje wprowadzenie do akcji zastępów bohaterów oraz próba przywrócenia dawnego blasku komiksom superbohaterskim. Widać to zarówno w samej narracji, jak i w dodatkach umieszczonych między poszczególnymi zeszytami. Sam komiks bez wątpienia jest udany jako bezpretensjonalna, stworzona z ogromnym rozmachem rozrywka hołdująca klasycznym superbohaterskim konwencjom. Na pewno lepiej by się to czytało, gdyby autorzy okroili liczbę postaci o połowę, ale wiadomo przecież, że właśnie o taki rozmach tutaj chodziło. Jest jednak coś, co wyróżnia ten komiks, na tle podobnych eposów. Autorzy bowiem zdecydowali się na bardzo odważne i nietypowe zakończenie, które moim zdaniem stanowi najmocniejszy punkt tej opowieści. Zabawa w zacieranie granicy między prawdą i fikcją oraz przemieszanie elementów z obu tych sfer, ujawnianie konwencji, na jakiej oparte są opowieści superbohaterskie, to nie są rzeczy w komiksie nowe, ale wydaje się, że głównym nurcie komiksu superbohaterskiego nie jest to rzecz powszechna. Tym ciekawsze jest to, jakie konsekwencje będą miały finałowe wydarzenia z tego albumu.

 

Tytuł: „Avengers. Bez drogi do domu

  • Scenariusz: Mark Waid, Al Ewing, Jim Zub
  • Rysunki: Carlo Barberi, Sean Izaakse, Paco Medina
  • Tłumaczenie: Marek Starosta
  • Wydawca: Egmont
  • Data polskiego wydania: 19.01.2022 r. 
  • Wydawca oryginału: Marvel Comics
  • Objętość: 268 strony
  • Format 165x255 mm
  • Oprawa: miękka ze skrzydełkami
  • Papier: kredowy
  • Druk: kolorowy
  • ISBN: 978-83-281-5281-6
  • Cena okładkowa: 79,99 zł

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji


comments powered by Disqus