„Naznaczony 5”: „Czerwone drzwi” - recenzja

Autor: Marcin Andrys Redaktor: Motyl

Dodane: 07-07-2023 23:18 ()


Seria Naznaczony po raz piąty nawiedza kina, niejako wracając do korzeni, gdyż po prequelowych historiach znów będziemy przeżywać dramat rodziny Lambertów.

Akcja nowego filmu rozgrywa się dziewięć lat po wydarzeniach z drugiej odsłony Naznaczonego. Dostajemy krótki wstęp, który przypomina nam wydarzenia z początku serii. Przeskok w czasie szybko wyjaśnia, że życie Lambertów nie powróciło już na właściwe tory. Małżonkowie się rozwiedli, a dzieci wychowywane przez samotną matkę nie potrafią nawiązać odpowiedniej więzi z ojcem. Zwłaszcza idący do college’u Dalton, który żywi urazę do ojca. Sytuację gmatwa odrobinę sytuacja sprzed lat, że zarówno Josh, jak i Dalton nie pamiętają feralnego zdarzenia sprzed dziewięciu lat temu i ta biała plama w pamięci mocno im doskwiera. Zmiana otoczenia, jak i zajęcia z malarstwa sprawiają, że Dalton zaczyna przypominać sobie schowane głęboko w umyśle wspomnienia, a także umiejętność podróży po wymiarze astralnym. Nie pamięta jednak, jak wielkie zagrożenia czekają na niego po drugiej stronie, a istoty pragnące ponownie zaznać życia z chęcią przedostaną się do realnego świata.

Czy jest sens powracać do historii, która została zamknięta udaną klamrą i wyeksploatowana niemalże do cna? Według Patricka Wilsona, który nie tylko wcielił się w głowę rodu Lambertów, ale też staną za kamerą filmu, tak. Aktor jest już weteranem kina grozy, bo przecież z powodzeniem udzielał się też w trylogii Obecności i nie tylko. Tutaj również pokazuje, że ma dryg do ukazywania scen grozy nasączonych niepokojącym nastrojem połączonym z odrobiną humoru. Powrót do tego uniwersum mógłby się udać, gdyby tylko historia miała do zaoferowania coś więcej niż dwie pierwsze odsłony cyklu. Tak się jednak nie dzieje. Centralną postacią jest Dalton, który z urokliwego dzieciaka wyrósł na zakompleksionego marudę. Ty Simpkins (ten sam, który uratował raz życie Iron Manowi) odnalazł się w kreacji zagubionego nastolatka, ale jego postać została napisana w nieszczególnie atrakcyjny sposób. Byłoby to jednak do przełknięcia, gdyby nie okoliczności powrotu do astralnej włóczęgi po wymiarze pełnym demonicznych istot. Świat po drugiej stronie nie został w żaden sposób pogłębiony względem poprzednich odsłon, a nawet można rzec, że nie ma odpowiedniej siły rażenia, aby widza wystraszyć. Kilka jump scare’ów oraz dość oczywistych rozwiązań sprawia, że początek nieco się dłuży, a finał przychodzi szybko i jest przewidywalny. Zabrakło też na dłuższą metę tak charyzmatycznej postaci, jaką dotąd odgrywała Lin Shaye.

Wychodzi więc na to, że Wilson uznał, że wątek rodziny Lambertów potrzebuje jeszcze jednego rozdziału, którym chciał odświeżyć serię. Jednakże tym niespodziewanym comebackiem zmącił nieco wizerunek pierwszych odsłon. Nie ma on również takiej lekkości do żonglowania niedopowiedzeniami, do czego przyzwyczaił nas James Wan. Dlatego też Czerwone drzwi są produkcją jedynie dla fanów, którzy oczekiwali powrotu Lambertów i brakowało im bardziej klarownego domknięcia serii. Inna sprawa, że dla widzów, którzy ponad dekadę temu nie śledzili kolejnych odsłon Naznaczonego, najnowsza może okazać się skokiem na głęboką wodą. Pozycja jedynie dla najtwardszych fanów cyklu, którzy pamiętają dotychczasowe wątki i postaci. 

 Ocena: 5/10

Tytuł: Naznaczony 5: Czerwone drzwi

Reżyseria: Patrick Wilson

Scenariusz: Leigh Whannell, Scott Teems

Obsada:

  • Patrick Wilson
  • Rose Byrne
  • Ty Simpkins
  • Sinclair Daniel
  • Hiam Abbass
  • Steve Coulter
  • Andrew Astor
  • Leigh Whannell
  • Juliana Davies
  • Joseph Bishara

Muzyka: Joseph Bishara

Zdjęcia: Autumn Eakin

Montaż: Michel Aller

Scenografia: Abraham Chan, Zebah Pinkham

Kostiumy: Dajia Milan

Czas trwania: 107 minut

Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji


comments powered by Disqus