„Shamisen” - recenzja

Autor: Piotr Dymmel Redaktor: Motyl

Dodane: 14-09-2023 23:34 ()


Konia z rzędem temu, kto bez sięgnięcia po pomoce wszelakie, wie, co znaczy słowo „shamisen”. Ja nie wiedziałem, ale na szczęście komiks o tymże tytule, będący wspólnym dziełem Guilherme Petreca (Ye) i Tiago Minamisawa, oraz wydany przez Mandiocę, posiada obszerny dział dodatków. Z tegoż kompendium dowiadujemy się, że „shamisen” to tradycyjny, japoński instrument strunowy z rodziny lutni. Tym trzystrunowym instrumentem posługiwali się tzw. goze – a raczej napisać trzeba „posługiwały się”, bo społeczny fenomen goze tworzyły w pierwszym rzędzie kobiety.

Komiks „Shamisen. Pieśni przepływającego świata” jest artystyczną rekonstrukcją życia Haru Kobayashi określanej mianem „ostatniej goze”, bo artystyczna aktywność bohaterki tej opowieści trwała do 1973 roku ubiegłego wieku.  Biorąc pod uwagę, że większość artystek goze zakończyła działalność przed drugą wojną światową, karierę Haru należy uznać za fenomen. I tak było w rzeczywistości. Kobieta doczekała się fabularyzowanej biografii, jak i faktu wpisania muzyki goze w poczet niematerialnego dziedzictwa kulturowego Japonii. Innemu wirtuozowi gry na shamisenie Chikuzanowi Takahashiemu postawiono po śmierci pomnik. Jednak, żeby w pełni zrozumieć, o czym jest tu mowa, należy wiedzieć, że kulturę „goze” zrodziło samo życie. Trudno inaczej sprawę ująć, bo świadomość, że przedstawicielkami tego zawodu zostawały przeważnie niewidome kobiety, osierocone, pozostawione same sobie, budzi tego rodzaju refleksję. By przeżyć, grające na shamisenie kobiety przemierzały Japonię, by śpiewem i graniem zapewnić sobie podstawy egzystencji. Jak nietrudno się domyślić, zdane na pastwę losu i wolę innych ludzi, goze poznawały życie z każdej możliwej strony, a bardzo długie życie Haru Kobayashi (ponad sto lat!), nie było regułą w tym zawodzie.

Mając to wszystko na uwadze, można pomyśleć, że „Shamisen” to komiks biograficzny, będący przy okazji hołdem złożonym pewnemu, arcyciekawemu aspektowi przebogatej kultury Japonii. Jednak wydaje się, że to tylko powierzchnia, bo lubię widzieć w „Shamisen” artystyczną medytację nad istotą sztuki, próbę dotarcia do prawdy metodami wypracowanymi przez twórców z tamtego kręgu kulturowego. Guilherme Petreca rekonstuując, a raczej reinterpretując życiorys Haru, osiąga w swoich pracach graficznych niebywały stopień skupienia i obserwacji. Jego ilustracje to katalog motywów i technik wypracowywanych w ciągu setek lat przez japońskich artystów – ze słynnym Hokusai na czele. Wystrzegałbym się stwierdzenia, że mamy w przypadku tego komiksu do czynienia z artystycznym cytatem, a raczej próbą poszukiwania prawdy o istocie sztuki polegającej na przyjęciu pewnej optyki widzenia/odczuwania świata. Jest to postawa mówiąca o tym, że sensem sztuki nie jest szukanie oryginalności, tylko kontemplacyjne, pogłębione zespolenie z formą jej reprezentacji, która sama w sobie jest sensem. Bohaterka komiksu, coraz bardziej wprawiając się w sztuce goze, sama z czasem staje się emanacją sztuki, którą zachwycają się nawet bóstwa. Dlatego logiczne wydaje się, że na wstępie autorzy sugerują, by podczas lektury komiksu posiłkować się ścieżką dźwiękową z zapisem kilkunastu pieśni z akompaniamentem granym na shamisenie (kod QR na ostatniej stronie dodatków). Formy artystycznej ekspresji są wszystkim, w formach zawiera się piękno. Dzięki temu prosta i smutna historia życia niewidomej śpiewaczki nabiera kształtu widowiska z pięknie odmalowanymi scenografiami i dialogami przetykanymi śpiewem. Słowa kilku piosenek wplecionych w fabułę „Shemisenu” również znajdziemy w dodatkach. Oczywiście „Shamisen” Guilherme Petreca i Tiago Minamisawa to nadal, przede wszystkim, komiks, ale Petreca bardzo lubi w tej historii uciekać od schematu plansz podzielonych na kadry, by tworzyć bajeczne, pełne florystycznej ornamentyki ilustracje lub wręcz przeciwnie – gasić barwy i zrobić przestrzeń dla zachwytu nad pojedynczymi pociągnięciami pędzla, lapidarnością wyrazu, planszami pozbawionymi obecności głównej bohaterki.

„Shamisen” to komiks bardzo japoński (chociaż stworzony przez brazylijskiego artystę), ale warto pamiętać o tym, że jego tematyczna odrębność daje się przyłożyć do podobnych fenomenów z kultury o wiele nam bliższej. Topos niewidomego dziecka, które ma kontakt ze sferą nadprzyrodzoną, znajdujemy przecież w polskim romantyzmie choćby pod postacią Orcia z Nie-Boskiej Komedii Krasińskiego, a motyw wędrownych śpiewaków przewija się w europejskiej kulturze od średniowiecza.

Haru Kobayashi w trakcie swojego życia przebyła prawie pięćset tysięcy kilometrów, niosąc ludziom wytchnienie i chwilę zadumy, jednocześnie walcząc o przetrwanie w zmieniającym się, ale niezmiennie, niebezpiecznym świecie. Na końcu komiksu „ostatnia goze” zdaje się dostępować spokoju i spełnienia.  Myślę, że podobnych uczuć musiał doświadczyć Petreca, kończąc „Shamisen”, bo czułem się tak samo po lekturze jego komiksu. Polecam więc dać się uwieść tej wizualnej pieśni, bo jak mawia bóstwo śmierci Shinigami: „ludzie muszą odnaleźć sens w wydeptywaniu własnej ścieżki”. A towarzystwo Haru niesie otuchę w tej podróży. 

 

Tytuł: Shamisen

  • Scenariusz: Guilherme Petreca
  • Rysunki: Guilherme Petreca
  • Wydawnictwo: Mandioca
  • Data publikacji: 11.08.2023 r.
  • Tłumaczenie: Jakub Jankowski
  • Druk: kolor
  • Oprawa: twarda
  • Format: 205x290 mm
  • Stron: 168
  • ISBN: 978-83-964835-6-0
  • Cena: 115 zł

Dziękujemy wydawnictwu Mandioca za udostępnienie komiksu do recenzji.


comments powered by Disqus