„The Amazing Spider-Man Epic Collection: Rzeź maksymalna” - recenzja

Autor: Dawid Śmigielski Redaktor: Motyl

Dodane: 18-10-2023 23:56 ()


Patrząc na nagromadzenie problemów, z jakimi musiał mierzyć się Peter Parker w pierwszej połowie ostatniej dekady dwudziestego wieku, trudno nie dostrzec, że scenarzyści i redaktorzy jego przygód w nazbyt błyskawicznym tempie wystawili go na załamanie nerwowe, które miało przyjść już niebawem. Zanim jednak dojdziemy do tego punktu w życiu fotografa Daily Bugle’a, najpierw staniemy się świadkami masakry na mieszkańcach Nowego Jorku dokonanej przez zbiegłego z Ravencroft Cletusa Kasady. Carnage powrócił, a wraz z nim chaos, śmierć i zniszczenie!

Rozpisana na czternaście zeszytów, obejmująca wszystkie miesięczniki („The Amazing Spider-Man”, „Spectacular Spider-Man”, „Web of Spider-Man”, „Spider-Man”) oraz debiutujący wówczas kwartalnik poświęcony Człowiekowi Pająkowi („Spider-Man Unlimited”) „Rzeź maksymalna” to zderzenie trzech postaw. Dobra – utożsamianego z herosami o najczystszych intencjach. Zła – bezwzględnie wyrażanego czynami czarnych charakterów. A także wszystkiego tego, co znajduje się pomiędzy nimi, czyli egzystencjonalnych szarości marvelowskiej rzeczywistości reprezentowanych przez coraz popularniejszych w omawianym okresie antybohaterów.

Wątek tych ostatnich, w skład których wchodzi Venom, Czarna Kotka, Morbius, Cloak i Nigthwatch wydaje się najciekawszy. Wszak stają oni w opozycji do Spider-Mana trzymającego się za wszelką cenę zasad moralnych. Im piąte przykazanie jest obce, szczególnie Eddiemu Brockowi i żyjącemu wampirowi. Kodeks Ścianołaza i jemu podobnych nie rozwiązuje problemów z przestępczością, a jedynie je mnoży, czego najlepszym przykładem jest obecna działalność Carnage’a mordującego z satysfakcją mieszkańców Wielkiego Jabłka wraz ze swoją przybraną na ten czas psychopatyczną rodziną – żoną Shriek oraz dziećmi – Demogoblinem, Carrionem i Doppelgangerem. Nie mający wyboru osamotniony Peter z braku wsparcia musi ponownie połączyć siły z Venomen, by dopaść rzeźnika w czerwonym symbioncie. Do tego będzie potrzebował także pomocy innych moralnie dwuznacznych graczy. 

Scenarzyści Tom DeFalco, Terry Kavanagh, David Michelinie i J.M. DeMatteis rozgrywają ten konflikt, a w zasadzie konflikty nad wyraz umiejętnie, biorąc pod uwagę fakt, że musieli zespolić własne indywidualne pomysły w jedną ciągnącą się przez trzy miesiące rozbudowaną opowieść o granicach wytrzymałości ludzkiej psychiki. I trzeba uczciwie przyznać, że po trzydziestu latach od premiery „Rzeź maksymalna” w wielu aspektach wytrzymała próbę czasu w innych z kolei nieznośnie się zestarzała. Są tu sceny perełki jak zachowanie Carnage’a wobec Doppelgangera, czy jego końcowy akt szaleństwa. W ogóle rozdział trzynasty autorstwa DeMatteisa i Sala Buscemy jest jednym z najlepszych momentów historii.

Biegłość rysownika odpowiedzialnego za serię „Spectacular Spider-Man” w ukazywaniu emocji targających bohaterami jest niezrównana. O czym najdobitniej przekonują dwa sąsiadujące ze sobą kadry ukazujące przemianę Shriek, wpisujące się w charakterystyczny dla nowojorskiego artysty zabieg polegający na gwałtownej zmianie nastroju zobrazowanej zbliżeniem na twarz, tym razem kobiety pochłanianej przez własne demony. To właśnie w tym fragmencie walczący niemal od początku „Rzezi maksymalnej” sam ze sobą Peter daje upust swojemu gniewowi, jednocześnie pokazując, czym jest prawdziwe superbohaterstwo – poświęceniem dla własnych, szlachetnych zasad, nawet jeżeli nie zawsze przynoszą one pożądane skutki. Mimo iż Buscemie wyraźnie „nie leży” rysowanie Venoma i Carnage’a, którzy w jego wykonaniu tracą na swojej wizualnej atrakcyjności, to jednak jak nikt inny potrafi zbudować dramaturgię za sprawą sekwencji obrazów. Pojedynek Spidera z krwiożerczą „rodzinką” to pokaz pajęczej siły i determinacji.

O ile Buscema to tradycjonalista konsekwentnie trzymający się własnego stylu, o tyle szalejący w ostatnim rozdziale efekciarski Ron Lim przy współudziale inkerów Jima Sandersa III i Sama de la Rosy oraz kolorysty Johna Kalisza  wydobywa z symbiontów całą ich krwiożerczość i bestialstwo. Plansze etatowego artysty zajmującego się na co dzień kosmosem Marvela niemalże pękają w szwach od ego Brocka i Kasady'ego pokrytych połyskującymi żywymi kostiumami. Ich szczęki kłapią bez opamiętania, mięśnie są napięte do granic wytrzymałości, ruchy toporne, brutalne, ale także pełne zapaśniczej gibkości i finezji. Lim rozrysował starcie żywiołów zdolne zmieść z powierzchni ziemi Pająka próbującego te żywioły okiełznać.

Obok emocjonalności Buscemy i ekspresyjności Lima na pierwszy plan wybijają się prace niedocenianego i rzadko publikowanego w naszym kraju Alexa Saviuka operującego lekką, smukłą kreską, nadającą bohaterom bez maski delikatniejszych oblicz. Rysuje on z wielką starannością i realizmem, intensywnie zmieniając plany, niezaniedbująca przy tym teł wypełnionych detalami. Jego plansze dosłownie żyją. Batalia stoczona w kościele między Spiderem, Cloakiem i Dagger a Carnage’em, Doppelgangerem i Shriek to najlepiej, najbardziej widowiskowo zilustrowana w tym komiksie sekwencja ze znakomitą choreografią walk i bardzo dynamicznym układem kadrów. Obok maleńkich, aczkolwiek czytelnych ramek możemy podziwiać również całostronicowe i dwustronicowe panele stworzone z nietuzinkowej perspektywy. Po prostu mistrzostwo amerykańskiego komiksu.

Przy powyższych zdecydowanie słabiej prezentują się dokonania Marka Bagleya raczącego czytelników swoim nudnym, przewidywalnym stylem. W tej materii trudno doszukać się jakiejkolwiek ewolucji. Na pewno lepiej wypadają plansze Toma Lyle’a, choć nie ma w nich płynności ruchu porównywalnej z pracami Saviuka. Z drugiej zaś strony to właśnie on zaprezentował czytelnikom najbardziej psychopatyczne oblicze Cletusa pozbawionego symbiontu, usuwając w cień typową dla rysunków Bagleya śmieszność na rzecz morderczego spojrzenia zdolnego przeszyć czyjąś duszę na wylot. Pomimo słabszych fragmentów w wykonaniu etatowego rysownika „The Amazing Spider-Man” „Rzeź maksymalna” to wizualna uczta dla oczu. Kalejdoskop fajerwerków i jedna z najlepszych graficznych reklam superbohaterskiego komiksu lat dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia.

Natomiast warstwa fabularna co jakiś czas ugina się pod własnym ciężarem. Spór o rozwiązanie kryzysowej sytuacji przeciągany jest w nieskończoność. Zabić oprawców, czy pozwolić zabijać oprawcom? Kto ma rację? Spider-Man, czy Venom? Czy ludzkość skrywa w sobie demony, czekające tylko na uwolnienie, czy może spowija ją dobro? Wiele pytań dotyczących w gruncie rzeczy tego samego. Co gorsza, scenarzyści nie odpowiadają na nie jednoznacznie, bo zrobić tego nie mogli, a zakończenie, w szczególności postawa Brocka nie wydaje się szczera, jakby napisana pod redakcyjnym przymusem. Również dialogi nie są najmocniejszym punktem opowieści. Powtarzające się, czasem nieznośnie patetyczne i nachalnie objaśniające wydarzenia. Wykorzystanie niektórych postaci kuleje. Kapitan Ameryka, Iron Fist, Deathlok nie zostali udanie wpasowani w konflikt i zdecydowanie nie są odciążeniem dla Petera, choć scena, w której ucieleśnienie amerykańskiego snu podaje pomocną dłoń rozłożonemu na łopatki Spider-Manowi, może wywołać dreszcz wzniosłych emocji.

Cokolwiek by nie napisać o „Rzezi maksymalnej” to przeszła ona do historii opowieści o Człowieku Pająku. W porównaniu z większością współczesnych crossoverów można ją traktować nawet jako wzór dla udanego przedsięwzięcia o takiej skali. Szkoda tylko, że już wtedy komiksowy świat nie odczuwał  na dłuższą metę skutków beztroskiego, nawet jeżeli szlachetnego, działania herosów. Tyle ofiar, tyle krwi, tyle zniszczeń, a współwinni (?) rozjechali się do domów, jak gdyby nic się nie stało. Czy taka jest istota superbohaterstwa?

To już jednak dyskusja na inną okazję.

 

Tytuł: The Amazing Spider-Man Epic Collection: Rzeź maksymalna

  • Scenariusz: Tom Defalco, David Michelinie, J.M. DeMatteis, Terry Kavanagh
  • Rysunki: Mark Bagley, Ron Lim, Alex Saviuk, Sal Buscema, Tom Lyle, Scott McDaniel
  • Wydawnictwo: Egmont
  • Data wydania: 27.09.2023 r.
  • Seria: Amazing Spider-Man
  • Tłumaczenie: Marek Starosta
  • Druk: kolor
  • Oprawa: twarda
  • Format: 170 x 260 mm
  • Stron: 432
  • ISBN: 9788328164345
  • Cena: 199,99 zł

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.


comments powered by Disqus