„Sandman” tom 9: „Panie łaskawe” - recenzja

Autor: Dawid Śmigielski Redaktor: Motyl

Dodane: 15-11-2023 23:16 ()


Wszystkie wytyczone przez Neila Gaimana na łamach „Sandmana” ścieżki wiodły do tego punktu. Nadszedł czas zapłaty za przelaną krew. Kiedy Kształtujący sprowadził w swojej łasce/dobroci śmierć na Orfeusza, czy miał świadomość, że podpisuje na siebie wyrok z rąk Furii? Czy ulitowanie się nad synem było umyślnym aktem autodestrukcji, czy jednak przejawem szczerej rodzicielskiej troski, która dojrzewała w nim wraz z upływającymi stuleciami, będącymi zaledwie ziarnem na osi czasu? To ziarno jednak wydało owoce. Owoce smakujące goryczą istnienia.

Trudno podejrzewać, aby Morfeusz po uwolnieniu się z więzów niewoli Rodericka Burgessa działał nierozważnie lub nieostrożnie. Wszak obserwowaliśmy jego czyny na własne oczy. Nieskończony doskonale rozumiał zasady panujące we wszechświecie, a tym samym obowiązki i przywileje, jakie z nich wypływają. A mimo to popełnił błędy, dał się zwieść i omotać. Pozwolił, aby jego dobre intencje obróciły się przeciwko niemu, a zawiązana intryga przez jednego z bogów, którego niegdyś ocalił, doprowadziła do zniszczenia Śnienia i śmierci wielu z jego mieszkańców. Cóżeś uczynił w swojej pysze Władco Snów i Koszmarów? Stałeś się ludzki jak nigdy przedtem.

„Panie łaskawe” to najdramatyczniejsza, ale również –  jak przystało na finałowy akt cyklu (dziesiąty tom należy traktować jako rozbudowany epilog) – najbardziej doniosła opowieść, trzymająca w napięciu od pierwszej do ostatniej strony. Udało się Gaimanowi stworzyć atmosferę ciągłego zagrożenia narastającego z rozdziału na rozdział. Tytułowe bohaterki, które przewijały się dotychczas przez serię na dalszym planie, są tu szalejącym żywiołem niestrudzenie dążącym do unicestwienia Morfeusza, za przelanie rodzinnej krwi. Jednak i one muszą przestrzegać ustalonych zasad. Te obowiązują wszystkich i mogą doprowadzić do rozciągniętego w czasie impasu, lecz zemsta potrafi być cierpliwa. A młodszy brat Śmierci dumny i odważny.

W zasadzie możemy (pewnie na wyrost) stwierdzić, że wszystko już wiemy o bladoskórym bycie odzianym w czerń. A mimo to Gaiman i tak umie zaskoczyć czytelnika, przedstawiając bohaterskie oblicze mości Sandmana. Kiedy ten po znakomicie rozpisanym przez brytyjskiego scenarzystę oszczędnym dialogu z Krukiem Mateuszem rusza na decydujące starcie z Furiami, w tle kruszejącego Śnienia niemal słychać doniosłą muzykę, która będzie obrazować epicki pojedynek prastarych sił. Palce same zaciskają się na kciukach, a serce otwiera się na działania tego, który pozwala nam marzyć w czasie nocy naszego życia. To będzie batalia wyśpiewywana przez bardów we wszystkich magicznych krainach.

Tylko że Neil Gaiman nie byłby sobą, gdyby poszedł na łatwiznę i bezmyślnie poddał się wzniosłej atmosferze, tworząc widowisko nieprzystające swoim rozmachem do intymnej opowieści o pogodzeniu się z losem i życiem. Zamiast tego, stłumił głośne werble i trąby, zanim te na dobre rozgorzały, pozostawiając w tle jedynie delikatną nutę melancholii, aby ta raz na jakiś czas (kadr) mogła rozbrzmieć rozdzierającym bólem. Skupił uwagę na  Panu Śnienia, który często bywał zaledwie gościem w opowieści o samym sobie. Owszem aspekty jego jestestwa odbijały się w duszach pomniejszych bohaterów, tworząc tym samym przepiękny, choć chaotyczny fresk wyrażający wielkość i wyjątkowość Morfeusza, lecz w „Paniach łaskawych” postawiono kropkę nad i. Pociągnięto pędzlem po raz ostatni, nadając pełny kształt temu niezwykłemu dziełu.

Omawiany komiks zaskakuje także warstwą graficzną, za którą w przeważającej części odpowiada fantastyczny Marc Hempel. Groteskowa, uproszczona kreska kojarząca się z animacjami dla dzieci jest wyrafinowanym emocjonalnym przekaźnikiem. Za pomocą kilku kresek amerykański rysownik za każdym razem bezbłędnie potrafi oddać nastrój opowieści, która rozgrywa się w paru narracyjnych płaszczyznach. Bohaterowie zostali zbudowani za pomocną wyrazistych, grubych, kanciastych linii odzwierciedlających ich surowe oblicza bezpiecznie skryte za zasadami, kontraktami, prawami i przekonaniami. Potrafi jednak Hempel rysować również w sposób delikatny, bajkowy i baśniowy, a tym samym uchwycić niezwykłość Krainy Snów, jak i pozorną pospolitość realnego świata. Swobodnie operuje powagą i dowcipem. Grozą i makabrą. Detalami i cieniami. I choć jego plansze przeważnie skąpane są w plamach czerni i w innych ciemnych kolorach, to z tego ogólnego mroku będącego uosobieniem Kształtującego, przebija się jasność rozpromieniającą naszą rzeczywistość. Nasz sen. Bo przecież nawet w najgorszym koszmarze, w końcu przyjdzie przebudzenie…

„Sandman” to mistrzostwo komiksowego medium. Biegłość Neila Gaimana w łączeniu wątków i wykorzystaniu do cna wszystkich postaci, które pojawiły się na łamach serii, jest niezrównana. Razem ze swoimi współpracownikami odpowiadającymi za nietuzinkową, daleką od główno-nurtowej estetki, stronę wizualną niepopadającą w kompromisy stworzyli arcydzieło, które przeszło już do historii sztuki. Opowieść niosącą nieustająco, przy każdym ponownym obcowaniu, kolejne nowe duchowe doznania. To rozległa kraina, ograniczona jedynie naszą wyobraźnią. Kraina, do której koniecznie trzeba wstąpić, aby poznać sedno istnienia.

 

Tytuł: Sandman. Tom 9: Panie łaskawe

  • Scenariusz: Neil Gaiman
  • Rysunki: Marc Hempel, Richard Case, D'Israeli
  • Wydanie: III
  • Data wydania: 12.07.2023 r.
  • Wydawnictwo: Egmont
  • Tłumaczenie: Paulina Braiter
  • Druk: kolor
  • Oprawa: twarda
  • Format: 17 x 26 cm
  • Stron: 352
  • ISBN: 9788328157231
  • Cena: 109,99 zl

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji


comments powered by Disqus