"X-Men: Ostatni Bastion" - recenzja

Autor: Mateusz „Craven” Wielgosz Redaktor: Krzyś-Miś

Dodane: 19-10-2006 10:41 ()


Finał trylogii mutantów zakończył jakiś czas temu przemarsz przez kina, a kilka dni temu trafił na półki wypożyczalni i sklepów. Pierwsza część filmu była solidną ekranizacją komiksu z dobrymi efektami i niejako odkryciem talentu do realizacji komiksów u mało znanego Bryana Singera. Tym większym zaskoczeniem była druga część, która okazała się jeszcze lepsza. Więcej mutantów, większy rozmach, więcej rozrywki. Jednak trudno było oczekiwać, by trzecia część była jeszcze lepsza. Ponure wręcz wizje naszły mnie, gdy usłyszałem, iż reżyser wycofał się z projektu na rzecz nowego filmu o Supermanie. A jednak okazało się, że i trzeci X-Meni „dali radę". Nie jest to film lepszy od części drugiej, ale dotrzymuje jej kroku.

Siłą trzeciego filmu (podobnie jak poprzednich) są postacie. Osią jest tutaj duet Xavier - Magneto, obaj prezentują się bardzo dobrze, choć Magneto nie zdominował X3, tak jak miało to miejsce w X2, profesor natomiast „pokazał pazur". Co do nowych mutantów to najciekawszym i chyba najbardziej oczekiwanym był Juggernaut - doskonale dobrany do tej roli Vinnie Jones. Mimo durnego stroju prezentuje się świetnie i ma swoje miejsce w filmie. Jest to o tyle warte wspomnienia, że główną wadą X-Men: Ostatni Bastion jest czas trwania - niewiele ponad półtorej godziny. Twórcy zdecydowali się na przeplecenie wątku powstania leku niwelującego mutacje z (czego można się było spodziewać już po drugiej części) historią Dark Phoenix. Zmieszczenie tego w krótkim seansie spowodowało, że czuć niedosyt w kilku miejscach. Rzeczony feniks, poza kilkoma scenami, stanowi tło. Niektórych mutantów zabrakło; Nightcrawler - zniknął bez uzasadnienia, Gambit i w tym filmie się nie pojawił, choć może to lepiej - w przeciwnym razie pewnie musiałbym grzmieć, że został zaniedbany. Powinienem tu zaznaczyć jeszcze, że twórcy zdecydowali się na bardzo luźny związek z osią fabularną komiksów - nie mi oceniać, czy to dobrze czy źle - ostrzegam jedynie ortodoksyjnych fanów, że mogą być zaskoczeni.

Jak się łatwo domyślić akcji nie brakuje, więc nie doświadczymy tu nudy (no chyba, że ktoś oczekuje kina ambitnego, a nie seansu pełnego komiksowej umowności, gdzie słowo mutant równa się zawsze wyrazowi: superbohater lub superłotr). Realizacja filmu jest wzorowa. Jest pełen licznych, rozmaitych efektów specjalnych, ale nie ma poczucia przesytu. Warte pochwały są kapitalne pomysły twórców na to, jak mutanci korzystają ze swoich mocy. Muszę tu posłużyć się porównaniem z droższym filmem  Superman: Powrót na rzecz którego Singer zrezygnował z realizacji X3. Mimo większej ilości znanych aktorów i mniejszego budżetu, mutanci Bretta Ratnera zachwycili mnie bardziej niż Człowiek ze Stali (i to nie tylko pod względem realizacji).

Nie wypada pominąć bardzo dobrej muzyki w wykonaniu Johna Powella. Ścieżki dźwiękowe poprzednich X-Menów nie porwały mnie, z wyjątkiem głównego motywu, tym razem jest inaczej - szczególnie polecam zwrócić uwagę na ilustrację scen z udziałem Feniksa.

Uzupełniając wachlarz zalet filmu, muszę koniecznie pochwalić aktorstwo. I choć oceniam je w skali pozycji rozrywkowej, to myślę, że nikt nie powinien mieć podstaw do narzekania na kogokolwiek z obsady. Ogólnie odnoszę wrażenie, że w tej materii ekranizacje komiksów przedstawiają korzystną tendencję.

X3 to bardzo dobry film, ale ma wady. Ogólna naiwność, pewien niedosyt z powodu niewykorzystanych wątków oraz jedna, nie dająca mi spokoju scena, to niewiele wobec licznych zalet, ale czuję się zobowiązany do ucięcia połówki z oceny. Mimo tego bez zastanowienia mogę życzyć sobie i innym wielbicielom filmowych komiksów, by wszystkie były co najmniej tak dobre jak Ostatni Bastion.

Ocena: 4,5/6

 

X-Men: Ostatni Bastion

X-Men Last Stand

Reżyseria: Brett Ratner

Scenariusz: Simon Kinberg, Zak Penn

Muzyka: John Powell

Obsada: Ian McKellen, Patrick Stewart, Hugh Jackman, Halle Berry, Famke Janssen, Vinnie Jones, Shawn Ashmore, Aaron Stanford, Rebecca Romjin, Ellen Page, Anna Paquin, Stan Lee

Czas trwania: 104 minuty


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...