„Comanche” tom 5: „Mroczna pustynia” - recenzja

Autor: Przemysław Mazur Redaktor: Motyl

Dodane: 04-03-2017 14:29 ()


W poprzednim tomie Red Dust dopiął swego i w ramach zemsty za śmierć Briana „Kaznodziei” Broggshawa posłał jego zabójcę do piachu. Wszystko ma jednak swoją cenę; nie wyłączając satysfakcji z pomszczenia przyjaciela. Stąd w początkowych partiach tego albumu, filar rancza „Trzy Szóstki” odnajdujemy w zdecydowanie niekomfortowej sytuacji, tj. w trakcie odbywania wyroku w jednym z federalnych zakładów karnych. Przy czym służba więzienna robi co może, aby „uatrakcyjnić” pobyt swoim „podopiecznym” i tym samym Red Dust zmuszony jest do rozłupywania skalnych bloków w strzeżonym kamieniołomie.

Wydawać się mogło, że znanemu z brawury i operatywności bywalcowi prerii ów los niestraszny, tym bardziej że ograniczony tymczasowością orzeczonego wyroku. Podobne przypadki przechodził zresztą również jego znacznie bardziej znany „kolega”, Mike Blueberry i pomimo znacznej utraty wagi i ogólnie niezbyt komfortowych doznań wynikłych z przebywania pod kuratelą służby więziennej Stanów Zjednoczonych, z całej tej – nazwijmy to umownie – hecy wydobył się bez większego uszczerbku na psychice. Jak się okazuje, zupełnie odmiennie rzecz się ma w przypadku Red Dusta, jako że pobyt pod kluczem okazał się dlań nad wyraz destruktywną traumą. Stąd pomimo zwolnienia warunkowego (swoją drogą uzyskanego nie bez trudu i uporu ze strony jego sprawdzonych przyjaciół ze wspomnianego rancza) rzeczony jest już tylko cieniem samego siebie. Tzw. resocjalizacja przeobraziła niegdysiejszego rewolwerowca w zastraszonego ex-skazańca trzymającego się jak najdalej od wszystkiego, co choćby pachnie prochem strzelniczym. Tymczasem zarówno przed mieszkańcami „Trzech Szóstek”, jak i pobliskiego miasteczka Greenstone Falls perspektywa nad wyraz problematycznego wyzwania. Zmierza doń bowiem banda niejakiego Shotguna Marlowe’a, wielbiciela bankowych skarbców, a zarazem bezwzględnego i precyzyjnie planującego swoje akcje łajdaka.

Fabuła zaproponowana w niniejszym albumie przez Michela Grega to niejako przekorna odpowiedź na jedną z najbardziej znanych sentencji Fryderyka Nietzschego, w myśl której „(…) co cię nie zabije, to cię wzmocni”. Jak doskonale wiemy, ów zapieklony krytyk chrześcijaństwa nie miał sposobności korzystać z wątpliwych wygód zarówno sowieckich łagrów, kambodżańskich komun z czasów reżimu Pol Pota, jak i pozostałych marksistowskich eksperymentów na przysłowiowym żywym organizmie. W innym przypadku zapewne darowałby sobie popisywanie się zgrabnymi, acz oderwanymi od rzeczywistości porzekadłami. „Mroczna pustynia” to de facto proces niełatwego wydobywania się Red Dusta z więziennej traumy. Dodajmy, że trwale odmieniającej tę postać, co nadaje temu bohaterowi interesującego, dynamizującego go rysu. Nic nie umniejszając Michelowi Charlierowi i jego maestrii w zakresie komiksowego scenopisarstwa trudno nie dostrzec, że Red Dust w wykonaniu Grega jawi się za sprawą wspomnianego zabiegu jako postać bardziej prawdopodobna niż nieugięty i wiecznie gotów do zmagań Mike Bluberry. Można zatem rzec, że autor warstwy fabularnej tego albumu pozwolił sobie na nieco więcej niż pomysłodawca przygód niegdysiejszego przedstawiciela garnizonu Fortu Navajo. Pomimo skoncentrowania osi fabularnej na problemach Red Dusta Greg nie zapomniał również o pozostałych osobowościach tej serii – w tym zwłaszcza tytułowej posesjonatki „Trzech Szóstek”, dla której przybliżony w „Mrocznej pustyni” ciąg wydarzeń również okazał się życiowym przełomem.

Jako że „Comanche” to nade wszystko rasowy western, toteż czytelnicy tej serii spodziewać się mogą nie tylko dylematów zdruzgotanego pobytem w więzieniu Red Dusta, ale też żwawej akcji, która nader płynnie komponuje się z problemami rzeczonego. Emocji w tym kontekście dostarcza bowiem wzmiankowana hanza Shotguna, a zwłaszcza niezawodny i skrupulatny Hermann Huppen, na tym etapie swojej twórczości poczynający sobie coraz śmielej. Znać to zwłaszcza w przemyślanym i podkreślającym emocje danej chwili kadrowaniu. Trafnie „użytkuje” on zmienność aury (nie ostatni raz zresztą) do uzyskania stosownej nastrojowości. „Ardeński Dzik” już wówczas był nie tyle sprawnym realizatorem odgórnie przyjętych trendów (nawet pomimo pewnych podobieństw do stylistycznych rozwiązań zaproponowanych przez Jeana Girauda), co raczej kreatorem własnej jakości, z tomu na tom zyskującej na trudnej do powielenia wirtuozji. Nawet z dzisiejszej perspektywy, gdy gusta ogółu czytelników zdają się oscylować w odmiennych kierunkach, jakość prac Hermanna pozostaje bez zarzutu i nadal mają one szansę – nazwijmy to umownie – uwodzić. Powiększony format albumu względem oryginalnej wersji w tym akurat przypadku okazuje się trafnym rozwiązaniem i pozwala w jeszcze większym stopniu docenić kunszt przyszłego autora „Jeremiaha” oraz „Wież Bois-Maury”.  

 

Tytuł: „Comanche” tom 5: „Mroczna pustynia”

  • Tytuł oryginału: „Le désert sans lumiere”
  • Scenariusz: Michel Greg
  • Rysunki i kolor: Hermann Huppen
  • Tłumaczenie z języka francuskiego: Wojciech Birek
  • Wydawca wersji oryginalnej: Le Lombard  
  • Wydawca wersji polskiej: Prószyński i S-ka 
  • Data premiery wersji oryginalnej: marzec 1976 r.
  • Data premiery wersji polskiej: luty 2017 r.
  • Oprawa: twarda
  • Format: 24,5 x 32,5 cm 
  • Papier: kredowy
  • Druk: kolor
  • Liczba stron: 48
  • Cena: 39,90 zł

Dziękujemy wydawnictwu Prószyński i S-ka za udostępnienie egzemplarza do recenzji. 


comments powered by Disqus