Drobne miłostki, zamieszania z imionami, pluszakowa apokalipsa, a przede wszystkim tajemnice, która Marine stara się odkryć, zakradając się co rusz do pokoju swojej starszej siostry.
Pomimo rozległości świata na dnie (tj. realiów, które Storm zastał po powrocie ze swojej podróży ku Jowiszowi) przynajmniej jak dotąd odległa Pandarwia okazała się miejscem jeszcze bardziej interesującym niż postapokaliptyczna Ziemia.
Jeśli mnie pamięć nie myli, to przy okazji recenzji poprzedniej odsłony serii „Wydział 7” nieco ponarzekałem na słabszy epizod, tudzież mniej akcji w odcinku.
Lubię komiksy Marginesów, bo ich publikacje stwarzają okazję na poszerzenie wiedzy o postaciach czy zjawiskach, zgodnie z nazwą wydawnictwa, egzystujących gdzieś na marginesach utrwalonych kanonów.
Motyw samotnego rewolwerowca przemierzającego połacie dzikiej amerykańskiej ziemi splamionej potem, łzami i krwią prawdopodobnie został już wyssany do cna.
Częstym problemem opowieści fundowanych na materiale historycznym jest swoisty paraliż twórców wynikający ze świadomości, że jakiekolwiek odstępstwa od źródeł postawią ich pracę w złym świetle.
Miłośnicy twórczości Jima Lee w końcu doczekali się zbioru prac ze wczesnego okresu jego kariery, kiedy przebojem wkroczył w świat mutantów Marvela kierowany od ponad dekady przez legendarnego Chrisa Claremonta.
Kolejny tom edycji klasycznych dzieł Moebiusa prawdziwa gratka dla rysowników oraz wszystkich, którzy podczas lektury właśnie na graficzną warstwę komiksów zwracają szczególną uwagę.
Nie od dziś wiadomo, że jeżeli jakiś agent specjalny ma uratować świat przed kolejnym kryzysem (politycznym, ekonomicznym, zbrojnym) czy też przed absolutną zagładą, to musi być to agent Jej Królewskiej Mości.
Od momentu swojego debiutu na kartach miesięcznika „The Saga of the Swamp Thing” znać było, że John Constantine to osobowość z gatunku odstręczających i zarazem fascynujących.